Thursday, 27 October 2011

Occupy London: we don't need luck, we need love.

:-)Greed. You can bank on it.Poor old banker ...Rows of tents in front of St Paul's. Must be pretty went inside.OK one thing they cannot complain about is a lack of media attentionIMG_1798
IMG_1802Free hugs. Obviously :-)Now, that is really impressive! Protesters sort their rubbish - how responsible. Wonder if bankers from nearby offices do the sameYou can smash our tents ....Celebrating first successManifesto
Multi - faith prayer tent. If that's how the world should look according to protesters - I am inIMG_1779IMG_1782IMG_1797

It might be a part - time protest, but does it really undermine its authenticity?

I think that it's pretty awesome that people bother to step away from their private lives, get together, organize themselves to articulate the vision for a better society. Despite rain and cold.

I went there yesterday to see it myself, to get beyond the media stories about - 'people who protest because they have nothing else to do'. The mood is of a big sharing - you can get a free meal, hot tea and even use the multi - faith prayer room. But it really is something more than collective camping and a lot fun - there is a sense of very human, very real and authentic desire to take responsibility for making a world more human place to be.


I met there George and Paul ( guys with the paper on the photo) who were sharing the big news with me - apparently a top person (forgot the position) of St Paul's said yesterday he would resign his post if police will move a camp. A nice little victory for the protesters - I wished them luck, but they responded: - We do not need luck, we need love.


Murdoch media said that they were there because they had nothing else to do. I saw many different people - students, NGO activists, people working from their tents and cute ladies who could be my grandmas - different age, color and background.

This is what a Big Society is Mr Cameron. Society that cares. The society I feel proud to be part of.

Monday, 17 October 2011

Wyjazd z krainy ‘całuje rączki pięknej pani’

Kampania wyborcza kończy się nikłym sukcesem kobiet. W nowym parlamencie zasiądzie ich tylko 23%, czyli niewiele więcej niż w poprzedniej kadencji. Tegoroczne wybory, pokazały jednak możliwość mówienia innym językiem na temat udziału kobiet w polityce, który wychodzi poza patriarchalny język paprotek i aniołków, ale też nie lokuje dyskusji na temat roli kobiet w życiu publicznym w feministycznym narożniku. Daje to nadzieję na budowę lepszej przestrzeni do uczestnictwa kobiet w życiu publicznym w przyszłości - na równych prawach i w partnerskich warunkach. Choć, jak wiemy, nie jest to w Polsce najprostsze.

Tydzień przed wyborami uczestniczyłam w panelu p.t. “Koniec świata mężczyzn” w ramach Forum Nowych Idei organizowanym przez PKPP Lewiatan w Sopocie. Do dyskusji zostały zaproszone znakomite prelegentki, kobiety reprezentujące światowy biznes, politykę i akademię i działające w swoich obszarach na rzecz konkretnych globalnych rozwiązań mających na celu walkę ze ‘szklanym sufitem’ ; stworzenie parytetu w radach nadzorczych czy pracę nad legislacją, która nie ‘wypluwałaby’ kobiet z rynku pracy z powodu ciąży i macierzyństwa. Dwie obserwacje, które wyniosłam z tej dyskusji były szokujące - po pierwsze “wkład” polskiej strony w rozwój panelu, a po drugie reakcja ‘panów prezesów’ siedzących na sali. W panelu zasiadała bowiem również profesor Magdalena Środa a prowadziła go Kinga Rusin. I obydwie te panie zaprezentowały swoistą klasykę polskiej dyskusji na temat udziału kobiet w życiu publicznym. Rusin zaczęła rozmowę w sposób który, choć zapewne wydawało się się jej, że demaskuje stereotypy, umacniał je w najlepszy sposób z możliwych. Zapytała więc na starcie penalistki o ilość posiadanych dzieci i o to jak łączą role matek z karierami zawodowymi. Cóż, szkoda wielka, że prezes Orlenu nie rozpoczął tym pytaniem panelu u kryzysie ekonomicznym na świecie. Następnie Rusin zapytała pana profesora Izdebskiego o to, dlaczego na nią patrzy (po co?). On jej odparł zalotnie, że “ja lubię na panią patrzeć” i już było jak w domu. Ku wyraźnemu zaskoczeniu pań zagranicznych dyskusja została sprowadzona na właściwe jej w Polsce miejsce - rozmowy o pięknych paprotkach, które jeszcze do tego, czasem zarabiają pieniądze a nawet występują w Gali na okładce. W sukurs przyszła jednak niezastąpiona Środa, która wystąpiła w pełnej zbroi zideologizowanych argumentów o reprodukcji tradycyjnych wzorów kobiecych i męskiej dominacji i w ten sposób domknęła pewien zrytualizowany standard rozmowy o równouprawnieniu. Zgadzam się ze Środą w stu procentach i tak jak ona nie boję się określenia siebie mianem ‘feministka’, uznanego zresztą w Polsce przez większość kobiet i mężczyzn za coś z pogranicza ospy i obłędu. Ale wiem, że feministyczno - akademicka retoryka, w połączeniu z zawziętością i gniewem, z jakim Środa wypowiada swoje argumenty, lokuje ją na obrzeżach dyskusji, które łatwo można zignorować jako radykalny głos mniejszości. Nawet, jeśli wypowiada ona argumenty większości. W tej sytuacji obecni na sali panowie mogli już z łatwością wyjść, jak zrobiło to trzech panów przede mną tuż po wypowiedzi Środy, ziewać lub, w przypadku jednego pana, zasnąć. Klasyka.

Piszę o tym dlatego, że tegoroczna kampania stworzyła szansę wyjścia poza tę klasykę i do zainicjowania rozmowy o udziale kobiet w życiu publicznym w konkretny sposób (kwoty) i nowym językiem. Wiele już powiedziano na temat zapisu o konieczności gwarancji przynajmniej 35% miejsc każdej z płci na listach wyborczych. I być może tak jest tak, jak mówi prof. Markowski, że w tym roku kwoty nie zmieniły wiele (albo nic) w realnym zwiększeniu udziału kobiet w parlamencie. Ale z czasem, może już w następnych wyborach, kobiety zajmą lepsze niż ‘damskie’ (określenie prezesa Kaczyńskiego) miejsca na listach, bo zamiast walczyć ‘ze szklanym sufitem’, mogą teraz swobodnie pracować na rzecz swoich pozycji w partiach politycznych. Kwoty stwarzają więc szansę odgrywania większej roli w przyszłym i każdym następnym parlamencie - jeśli kobiety będą chciały z tego skorzystać. W tym sensie zapis o kwotach ‘normalizuje’ dyskusję o udziale kobiet w polityce. Z marginesu, temat ten staje się ‘mainstreamem’.

W tegorocznej kampanii po raz pierwszy pojawił się też temat nie tylko kandydowania kobiet, ale i udziału kobiet w głosowaniu. Okazuje się bowiem, że kobiety stosunkowo rzadziej niż mężczyźni pojawiają się przy urnach (5 - 10%) i w wielu przypadkach głosują dokładnie tak, jak powie im mąż. Kampania frekwencyjna, realizowana przez szereg organizacji pozarządowych pod szyldem koalicji “Masz Głos Masz Wybór” starała się zachęcać kobiety do udziału w wyborach odwołując się do ich kompetencji. Akcja frekwencyjna, w swoich przekazach starała się pójść pod prąd stereotypowemu pozycjonowaniu kobiety w dyskursie medialnym w Polsce - albo zmęczonej “matki - Polki” albo obiektu seksualnych fantazji. Kampania pokazywała raczej umiejętności kobiet - talenty organizacyjne, zdolność do radzenia sobie w ciężkich sytuacjach czy wielozadaniowość - cechy, które potrzebne są również w polityce. Rozmawiałam z kobietami w wielu miastach Polski podczas przygotowywania kampanii na jej temat- panie oddychały z ulgą. Wreszcie ktoś przemówił do nich jak do dorosłych i ‘osobnych osób’ - nie matek, nie żon, nie aniołków Kaczyńskiego, ale “Polek, które potrafią’ - przywołując tu jedno z haseł kampanii.

Jedna kampania wyborcza wiosny nie czyni. Nie staliśmy się z dnia na dzień mniej patriarchalnym społeczeństwem ani kobiety w Polsce nie przestały być dyskryminowane. Ostatnie miesiące stworzyły jednak solidne podstawy do odejścia z krainy ‘całuję rączki pięknej pani’ do budowy społeczeństwa opartego na bardziej partnerskich relacjach płci.

Thursday, 6 October 2011

Sprzedaliśmy wolność dla małej stabilizacji

Analizując dane z raportu Boniego Młodzi 2011 dochodzę do wniosku, że jesteśmy (my, 18 - 30 latkowie) pokoleniem ślepych krówek - idealnych pracowników korporacji. Można ‘zapchać’ nasze aspiracje mieszkaniem na kredyt i już będziemy pogrążeni w swojej małej stabilizacji - bez buntu, bez odwagi i bez wielkich marzeń.


Tymczasem Minister Boni w swoim raporcie jest dla nas, młodych Polaków, bardzo szczodry. Pisząc o powolnym wyczerpywaniu się potencjału pokolenia Solidarności, które zmieniło Polskę w 89 roku i pchało ją do przodu przez ostatnie 20 lat, minister pokłada swoje nadzieje w nas - w dzisiejszych +/- dwudziestolatkach. Według raportu, to my, młode pokolenie mielibyśmy się stać się nową siłą napędową nie tylko gospodarki, ale i budowy nowego lepszego społeczeństwa - które zaspokoiwszy już swoje podstawowe cele konsumpcyjne (mieć), miałoby inwestować bardziej w 'być' oraz 'być we wspólnocie'. 


Raport Boniego dowodzi, i tu przyklaskuję mu z serca, że Polsce potrzebna jest nowa wizja wspólnotowości, która zrywałaby z plemiennym widzeniem solidarności społecznej opartej na wykluczaniu ‘obcego’ a bazowałaby na otwartości i inkluzji zaspokajając jednocześnie nasz głód ‘wolności’ i ‘braterstwa’. Tą nową wizję wspolontowości, budowaną w duchu ‘liberalizmu wrażliwego’ na ludzką krzywdę, innowacyjną i dynamiczną mięlibyśmy tworzyć my, młodzi Polacy. Minister oczekuje więc na wielką zmianę. 


Pojawia się jednak jedno pytanie. Co każe twierdzić Ministrowi, że jesteśmy gotowi lub chociaż zainteresowani tą wielką zmianą? Czytając raport, oraz prowadząc ostatnio badania na temat polskości wśród młodych Polaków, widzę raczej obraz skrajnej apatii, zupełnego braku zainteresowania nie tylko sprawami Polski przez duże lub małe p ale też braku jakiejkolwiek solidaności pokoleniowej i kompletnego zamknięcia w swoim wąskim jednostkowym świecie. W dużym skrócie, nie jesteśmy zainteresowaniu niczym innym niż szanse na dobry kredyt mieszkaniowy i ewentualnie piwo po pracy w piątek z kolegami. Nie uczestniczymy w życiu społecznym, nie przynależymy do żadnych organizacji, nie walczymy o żadne sprawy. Sam raport pisze, że ‘dzisiejsza młodzież to nie jest pokolenie, które chce zasadniczo zmienić świat, raczej chce się do niego zaadoptować’. Dla nas, tych jakże 'drapieżnych' młodych dziś ważne jest dokładnie to samo co dla pokolenia ich rodziców - rodzina, przyjemności i praca, która daje płacę. Jasne, pojęcia rodziny i przyjemności (styl życia) oraz to, co określa dobrą pracę zmianiły się, ale jak sam raport przyznaje, ... 'nie ma w nas potencjału buntu lub nawet organicznej chęci zmiany rzeczywistości' ... 


Skąd więc marzenie, że zbudujemy tą nową wizję wspólnotowości? Raport wyjaśnia, że innowacyjny sens młodości tkwi nie tyle w ‘potencjale buntu, co w kompetencjach, charakterze aspiracji i dążeń życiowych młodych ludzi’. Super, no więc przekładając to na język naszych dróg i wyborów życiowych oznacza to w skrócie: Szczytem naszym marzeń jest więc wygodna fucha w korporacji (coś, o czym mogli pomarzyć nasi rodzice), która (po latach tułania za 1200 brutto w rodzinnym miescie lub innym NGO sie) da nam rozsądne pieniądze, które ... nie patrząc w prawo lub lewo .. zainwestujemy w mieszkanie i w stawanie się wielkomiejską klasą średnią... o której tak ciepło pisze prof. Domański. Serio? To ma być ten potencjał innowacyjności? To ma być ta szansa i wizja budowy nowej wspólnotowości? W sushi barach i kredytach we frankach szwajcarskich? Czy w akradiach i wypadach Heineken Open Aira?
Przeraża mnie to, że jesteśmy (i ja nie czuję się tu wcale lepsza) dziećmi ‘wolnego rynku’ socjalizowanymi do stania się idealnymi pracownikami świata korporacji - którzy sprzedają swoją wolność za cenę małej stabilizacji
Jesteśmy pierwszym i chyba jedynym pokoleniem socjalizowanym do życia w postawie hołdu dla kapitalizmu (i w tym się różnimy od naszych równieśników gdzie indziej, o czym raport nie pisze)- w postawie myślenia o tym, że korporacyjna praca i płaca są wyznacznikiem sukcesu życiowego i w postawie negacji wszelkich ‘kolektywnych’ wartości i ponadjednostkowej odpowiedzialności. Wmówiono nam, że wszystko nam 'na tacy podano’ i to, co nam podano jest 'cacy' z natury swojej ‘dobre’ i my to łykamy ... bez cienia wątpienia i krytyki zastanowienia. No i nawet nawet, jeśli w gronie przyjaciół czy w smutnej refleksji przed snem przyjdzie nam do głowy, że to ktoś inny nam to tak urządził i kazał się cieszyć - to nawet nie mamy narzędzi do tego, żeby się zjednoczyć ... i już nie tyle zbuntować, co choćby zbudować i pokazać swój punt widzenia. 
Jesteśmy pierwszym i chyba jedynym pokoleniem socjalizowanym do życia w postawie hołdu dla kapitalizmu
Badania przytoczone przez raport Młodzi 2011 pokazują, że jeśli idzie o wartości prawie poława dzisieszych trzdziestolatkow i aż dwie trzecie dziewiętnastolatków chce się określać jako ‘zwyczajny’ . ‘Zwyczajny’? Naprawdę aspirujemy już tylko do tego, żeby być zwyczajni? I bardziej chcemy być zwyczajni niż krytyczni. O zgrozo! Na szczęście cenimy też 'barwne' (jak z Arkadii?) życie. Zaraz potem okazuje się, że cenimy ‘dobre towrzystwo’ i ważny jest też dla nas ‘brak nałogów’, bo jak konstatuje to raport, te wartości pozwalają nam nie ryzykować (schodzić na złą drogę) i bezpiecznie maksymalizować szansę na sukces zawodowy. Ratunku! Umieram.... 


Przysięgam, zazdoszę Boniemu wiary w to moje pokolenie, bo im dłużej czytam tym jest gorzej. A dalej raport omawia stosunek młodych do państwa, polityki i Polski. I tu, rzecz jasna, dominuje strategia kompletnego desinteressement, (ale to już na inny wpis) Obawiam się więc, że jeśli przyjdzie do tej rzeczywistej zmiany pokoleniowej i przekazania pałeczki ... pokolenie Solidarności nie będzie miało jej komu podać. My będziemy na wyprzedażach w supermarkecie albo na conference callu z klientem. Jedno jest niesamowicie ciekawe w raporcie Młodzi 2011. Jest to dokument, który po raz pierwszy od dekad widzi moje pokolenie jako aktora i współuczestnika wydarzeń społecznych. Nie jako ludzi, na rzecz których się do tej pory wyłącznie ‘działało’, dla których się robiło i do których się mówiło, ale jako pokololenie, które nagle po prostu ‘jest’, jest osobne, i nawet -  może samo mówić ... Proszę, przemówmy więc.


 (Właśnie realizujemy projekt badawczy, który opowiada o pokoleniu młodych Polaków z ich perspektywy, oddając im głos .. jeśli chcesz wiedzieć więcej lub przyłączyć się do rozmowy zapraszam www.culturetales.org lub zapraszam niedługo na www.polskastory.pl)