Thursday, 26 January 2012

Ruch ‘Nie dla Acta’. Młodzi Polacy właśnie wychodzą na ulicę nie w obronie pracy i płacy, ale w imię wolności Internetu.

Czy rząd swoją arogancją właśnie buduje przeżycie pokoleniowe, którego tak brakuje młodym Polakom? Być może z biernego pokolenia OBOK, stajemy się właśnie aktywnym obywatelsko pokoleniem ANTY.

Jeśli spojrzeć wstecz na 2011 - rok rewolucji, w których młodzi ludzie odgrywali pierwsze skrzypce - od Placu Tahrir po ruch Occupy Wall Street, można uznać, że młodzi Polacy przespali ten moment. Z wielu względów trudno dziś młodym ludziom w Polsce załapać się na ‘rewolucję’. W końcu od małego wmawiano nam, że ktoś inny nam tą wolność wywalczył i jedyne co możemy robić to zrobić z nią coś konkretnego - a najlepiej inwestować w siebie i pomnażać PKB. W tym klimacie młode pokolenie opisuje też raport Boniego Młodzi 2011, który, jak pisałam tu, pokazuje nas jako pokolenie ślepych krówek - które z radością sprzedaje wolność dla małej stabilizacji - w imię i phona, pracy w korporacji i wyjazdu do Turcji na wakacje. W tych rosnących aspiracjach materialnych i lifestylowych raport Młodzi 2011 widzi szansę budowy nowego modelu polskiej wspólnotowości. Nie widzi w młodych potencjału buntu, bo bunt się nam ‘nie opłaca’.

Twórcy raportu opisując ‘młodzież’ nagminnie zapominają jednak o jednym - wyjść poza cyferki, poza warszawski salon i oddać głos tym, których opisują.

Więc właśnie tytułowi ‘młodzi’ przemówili. Witamy w prawdziwym świecie.

A tu na ulicy, właśnie okazuje się, że wbrew założeniom, że ‘głupia publika łyka i łyka’ (Kisielewski) są jednak rzeczy które potrafią nas wkurzyć - i nie jest to brak pracy lub praca za 1200. Ale przemożna arogancja władzy.

Pokolenie OBOK przemawia

Ale po kolei. Z prowadzonych właśnie badań etnograficznych (o których dużo więcej będzie można przeczytać tu) wyłania się nam obraz pokolenia niezbyt chętnego do ‘przejęcia’ pałeczki współtworzenia Polski, o czym tak bardzo marzą twórcy raportu Młodzi 2011. Młodzi Polacy, z którymi rozmawiałam, żyją raczej OBOK. Nie mają wcale oczekiwań wobec państwa. Wiedzą, że państwo niewiele im może dać. Mają to państwo w nosie. Ale mają też nadzieję, że to państwo da im święty spokój. Nie widzą sensu buntu, nie są ANTY. Nie ma w nich (nas) tak obecnego na Zachodzie w pokoleniu naszych rówieśników, poczucia niesprawiedliwości dziejowej. Nie ma też, tak potrzebnego do powstania ruchu społecznego poszczucia braterstwa, wspólnoty i chęci przekroczania poza jednostkowe cele. Do czasu.

Bo to wszystko zmienia się właśnie na naszych oczach.

Kiedy pokolenie OBOK staje się ANTY 

 Jesteśmy świadkami czegoś, co do tej pory uznawaliśmy za niemożliwe. Pokolenie egoistów, pokolenie 1200, pokolenie, które żyje OBOK właśnie wychodzi na ulice polskich miast. I to nie w obronie własnej pracy i płacy a w imię wolności Internetu. Rząd swoimi działaniami w sposób niesamowity zdołał zaktywizować młodych Polaków do aktywności obywatelskiej. Chciałoby się powiedzieć ‘well done’ i napisać instrukcję o tym jak stworzyć aktywnych obywateli w 24 godziny. Być może rząd swoją arogancją właśnie buduje przeżycie pokoleniowe, którego tak brakuje nam, młodym Polakom - być może z biernego pokolenia OBOK, stajemy się aktywnym pokoleniem ANTY. Niesamowite jest to, że arogancja władzy sprawia, że jesteśmy w stanie wyjść na ulicę - nie w obronie jasno zdefiniowanego interesu własnego - pracy, płacy, kasy - wiemy, że tego nam rząd nie załatwi. Moment, w którym rząd wchodzi w coś, co uznajemy za na nasze własne podwórko wolności to jest już ten jeden krok za daleko.


Photo by:  Jaffiche.fr , licencja some rights reserved 
http://www.flickr.com/photos/geoffreydorne/4742252765/

Friday, 20 January 2012

Moral victors after eviction? There could not be a better end to the Occupy protest

The City of London Corporation finally won its High Court case to evict protesters from outside the St Paul’s Cathedral. This decision marks a symbolic end to the encampment that has risen in early autumn at the steps of London’s landmark church. But perhaps, it not the worst news for the Occupy movement.

It is worth noticing that just few days ago police evicted another demonstration that has been residing in front of British Parliament for the last ten years - the antiwar protest, whose encampment dates back to pre Afghanistan times. The latter one have ceased to attract public interest and media attention ages ago. With the few old anti- war posters and half of the working tent it has became rather an act of desperation and a tourist curiosity rather than a serious political action. Easy to ignore, easy to dismiss. While Britain has been entering new wars flawlessly.

Such an abrupt end of the St Paul’s protest (that follows the eviction of the camp in Zucotti Park in New York) might actually give the Occupy Movement new fuel for even more robust political action. In a way City of London Corporation could not pay the protesters a bigger favor. Occupy has attracted great media attention and inspired an important public debate - perhaps the most important in the West in a generation. Yet, no - one believed obviously believed that it had tools to reform current capitalism. So, when do you finish the protest when your goals cannot be met? What do you do when the cameras switch off? What do you do when the public is bored to death with the topic? Occupy, like any other street protest, certainly risked loosing the momentum and just becoming a caricature of its own. Now, the forced eviction is a brilliant end to the protest. The sort of end that allows to call a moral victory! Now, in this very act of the romantic defeat Occupy can reinvent itself as new political force - as a new type of movement that joins in the debate using various global, grass - root ways of acting, switching in and off from places, spaces and threads of debate.The eviction from can actually serve as a great founding element for a lasting Occupy narrative.

The decision to evict the protesters of the grounds of ‘becoming permanent’ serves also as important case in the debate about the right of the protest itself in the democratic society. This week’s decision of High Court brings the certain limit to citizens rights to protest. Certainly in the UK. So, one must ask today - when do we have the right to protest? Only, when it does not disturb anyone? When it allows to continue with the business as usual? I used to think that it was in the very nature of the protest to bring the disturbances. But the Daily Mail summed it up for me today: ‘If protesters demonstrate for responsible capitalism, they should be also ready to protest in a responsible way’. Point taken. Next time protesters should also stop displaying poverty and dress more nicely so it does not disturb the right - wing press aesthetics.

Thursday, 12 January 2012

Why Palestinian stories matter ... (to me anyway)

From the university classrooms to the random coffee - shop conversations I always sense the sound of surprise as I try to explain why I, a daughter of a 'Polish soil', with no obvious connection ‘the Palestinian’ decided to research the Palestinian diaspora in Europe. And every time, to my own horror, I find myself incapable of telling (selling?) a sort of ‘personal story’ that would be enough of a statement to justify my research interests. What I can offer instead is to share my journey of curiosity and growing surprise and, at times, anger, which brought me to the position of wanting to give voice to the story of Palestinian exiles. I hope, this brief recollection of my journey will also provide the introduction to some of the main themes and problems which will be emerging as the discussion themes in the context of my research.

But then, who am I to dare to tell other people’s stories? How can I escape from a comfortable position of a friendly anthropologist that comes and just go? Can I?

 [...]

In 2007 I visited Israel/Palestine. Coming from Poland where the memory about the ghettos and forced segregation is so vivid in and lived almost daily, at least in the circles I am part of, it was very disturbing to see the „separation line” between the West Bank and Israel and just accept it. Being attached to the Jewish history and the memory about the Jewish past it was really difficult to come to terms with what was happening at the checkpoints. Remembering streets of Jewish Kazimierz district in Krakow, being brought up on the stories from the Warsaw ghetto, it was really difficult to cope with the Israeli occupation, the settlements, the „Palestinian - free” highways and the ways in which the remaining Palestinians were forced to live as the second class citizens in their own homeland. „Security reasons’ seemed to be the answer that was supposed to silence all the difficult questions. Months later I realised that the village where we stayed at my friends’ house at the Mediterranean sea north of Tel- Aviv used to be a Palestinian village. My dear Israeli friends were rather surprised to learn that we went to Ramallah few days earlier. Later they admitted that they used to have „Arab” friends in the past - not any longer. Months later I realized I was able to see Negev, Jaffa, Safed, Golan and all beautiful hills  and valleys that were now a forbidden land to majority of Palestinians, including my Palestinian friends.

I want to tell stories of Palestinian exiles as I feel I somehow owe it to them. I think it comes from the sense of bitter awareness as a Pole and as a European about our own history and the need to „talk back” to my own history. It comes from the shame about how „Muslims’ today become Jews in the European discourse and how we perhaps do not learn enough from our own past. It comes as a sense of guilt that perhaps I did not do enough to save our Jews so perhaps we should know better this time to save Palestinians. It comes from the nostalgia about my countrie's multicultural past that is for long gone and in the hope that in Europe we will remember where does our richness come from and that it does not come from building the fortress.

Palestinians matter not because they are a sad epilogue to the Jewish recent history. They matter, because they are people, one of us, living next door and still longing for home.

Wednesday, 4 January 2012

Apel o zmianę świętowania Nowego Roku w opłakiwanie Starego Roku

Nowy Rok jako radosne wydarzenie spoglądające w przyszłość w ogóle nie pasuje mi do kodu kulturowego naszego smutnego narodu pogrążonego w melancholii i patrzącego z nostalgią w przeszłość. Porzućmy ten bezsensowny noworoczny optymizm. No bo właściwie z czego tu się cieszyć? Zostawmy świętowanie Nowego Roku innym, a my zajmijmy się wreszcie tym, co do nas pasuje bardziej - opłakiwaniem tego co było.



Dowód pierwszy. Nie ma bardziej depresyjnych dni niż te na początku stycznia

Doprawdy, początek stycznia to zawsze najgorszy okres w roku. Nigdy nie rozumiem dlaczego akurat te okropne ciemne, zimne i szare dni mają być zaczątkiem ‘nowego początku’. I proszę mi tu nie mówić, że to najcieplejszy styczeń stulecia. Nie wiem dlaczego w tych najbardziej pochmurnych dniach w roku mam się zmuszać do rzucania ostatnich przyjemności w życiu i podejmowania nowych nieprzyjemności. W styczniu wszystko jest zawsze na poważnie i na serio - nie ma wymówek w pracy ani wymówek w życiu. Są za to nowe obowiązki, są jakieś ambitne plany i jakieś nowe dyscylpliny, nie ma zmiłuj się i przebacz. Jeśli tak wyglądają nowe początki to ja naprawdę wolę szczęśliwe końce.

Dowód drugi. Wszystko co miłe już było.

Nigdy nie wiem z czego mam się cieszyć podczas noworocznego obiadu u teściów skoro wszystko co miłe już było. Najmilej na jest przecież czekać na miłe rzeczy. A na co tu czekać w styczniu? Na luty? Na lato? Za nami świetlisty grudzień, wielki wspaniały czas bycia ‘pomiędzy’, długich grudniowych wieczorów, kiedy to opłatkowe spotkania umilały czas oczekiwania na święta, a świąteczna atmosfera wypełniała po brzegi wszystkie krótkie dni po kolei. W styczniu przecież nie da się już słuchać ‘All i want for Christmas’ w pracy, a wigilijne smaki, które przed świętami kuszą rozkosznie, stają się nie do wytrzymania. W grudniu wszystko jest pół żartem pół serio, jak we śnie, jak w bajce, jak w tańcu. Styczeń to jakieś beznadzieje lądowanie na betonie.

 Dowód trzeci. Nowy rok, stare dylematy.

Nowy Rok to jedno wielkie kłamstwo, które daje nam (albo tylko ja jestem taka naiwna) jakąś ponurą nadzieję, że nasze życie będzie inne. Tymczasem, piąty stycznia wybija a ja wstaję z łóżka dokładnie z tymi samymi dylematami. I męczę się z tymi samymi niepodjętymi i niepojętymi decyzjami, tylko, że teraz nie mogę już niczego odkładać. Wcale nie jestem o rok mądrzejsza. Jestem tylko o rok starsza. I na dodatek nie lubię liczby 12.


Wyobraźmy sobie jak dużo lepiej wyglądałby Sylwester, gdyby nie był jakimś obłudnym czasem czekania na niby wspaniałe coś nowego tylko opłakiwaniem Starego Roku. Jak pięknie wyglądałyby życzenia o północy, gdyby były życzeniami starorocznymi - wspominaniem tego do było, co minęło i co, stety - niestety, nie wróci. Jak o wiele bardziej smakowałyby toasty ‘na pohybel’ niż ‘na zdrowie’. Wyobraźmy sobie to odliczanie, to machanie do starego roku, który odchodzi i który dobrze znamy, a nie uśmiechaniem się do nowego, którego nie znamy wcale i nie wiemy co przynosi. I nie wiemy czy go lubimy. Zapraszam zatem już teraz na świętowanie starego roku. A tym, którzy jeszcze czują się nieprzekonani proszę o receptę na umilanie stycznia.

 * niniejszy wpis jest efektem spędzenia 12 godzin nad kartką papieru, która powinna przypominać doktorat. Autorka starała się skontaktować z lekarzem lub farmaceutą, ale otrzymała informację ‘do decyzji NFZ’