Thursday 6 October 2011

Sprzedaliśmy wolność dla małej stabilizacji

Analizując dane z raportu Boniego Młodzi 2011 dochodzę do wniosku, że jesteśmy (my, 18 - 30 latkowie) pokoleniem ślepych krówek - idealnych pracowników korporacji. Można ‘zapchać’ nasze aspiracje mieszkaniem na kredyt i już będziemy pogrążeni w swojej małej stabilizacji - bez buntu, bez odwagi i bez wielkich marzeń.


Tymczasem Minister Boni w swoim raporcie jest dla nas, młodych Polaków, bardzo szczodry. Pisząc o powolnym wyczerpywaniu się potencjału pokolenia Solidarności, które zmieniło Polskę w 89 roku i pchało ją do przodu przez ostatnie 20 lat, minister pokłada swoje nadzieje w nas - w dzisiejszych +/- dwudziestolatkach. Według raportu, to my, młode pokolenie mielibyśmy się stać się nową siłą napędową nie tylko gospodarki, ale i budowy nowego lepszego społeczeństwa - które zaspokoiwszy już swoje podstawowe cele konsumpcyjne (mieć), miałoby inwestować bardziej w 'być' oraz 'być we wspólnocie'. 


Raport Boniego dowodzi, i tu przyklaskuję mu z serca, że Polsce potrzebna jest nowa wizja wspólnotowości, która zrywałaby z plemiennym widzeniem solidarności społecznej opartej na wykluczaniu ‘obcego’ a bazowałaby na otwartości i inkluzji zaspokajając jednocześnie nasz głód ‘wolności’ i ‘braterstwa’. Tą nową wizję wspolontowości, budowaną w duchu ‘liberalizmu wrażliwego’ na ludzką krzywdę, innowacyjną i dynamiczną mięlibyśmy tworzyć my, młodzi Polacy. Minister oczekuje więc na wielką zmianę. 


Pojawia się jednak jedno pytanie. Co każe twierdzić Ministrowi, że jesteśmy gotowi lub chociaż zainteresowani tą wielką zmianą? Czytając raport, oraz prowadząc ostatnio badania na temat polskości wśród młodych Polaków, widzę raczej obraz skrajnej apatii, zupełnego braku zainteresowania nie tylko sprawami Polski przez duże lub małe p ale też braku jakiejkolwiek solidaności pokoleniowej i kompletnego zamknięcia w swoim wąskim jednostkowym świecie. W dużym skrócie, nie jesteśmy zainteresowaniu niczym innym niż szanse na dobry kredyt mieszkaniowy i ewentualnie piwo po pracy w piątek z kolegami. Nie uczestniczymy w życiu społecznym, nie przynależymy do żadnych organizacji, nie walczymy o żadne sprawy. Sam raport pisze, że ‘dzisiejsza młodzież to nie jest pokolenie, które chce zasadniczo zmienić świat, raczej chce się do niego zaadoptować’. Dla nas, tych jakże 'drapieżnych' młodych dziś ważne jest dokładnie to samo co dla pokolenia ich rodziców - rodzina, przyjemności i praca, która daje płacę. Jasne, pojęcia rodziny i przyjemności (styl życia) oraz to, co określa dobrą pracę zmianiły się, ale jak sam raport przyznaje, ... 'nie ma w nas potencjału buntu lub nawet organicznej chęci zmiany rzeczywistości' ... 


Skąd więc marzenie, że zbudujemy tą nową wizję wspólnotowości? Raport wyjaśnia, że innowacyjny sens młodości tkwi nie tyle w ‘potencjale buntu, co w kompetencjach, charakterze aspiracji i dążeń życiowych młodych ludzi’. Super, no więc przekładając to na język naszych dróg i wyborów życiowych oznacza to w skrócie: Szczytem naszym marzeń jest więc wygodna fucha w korporacji (coś, o czym mogli pomarzyć nasi rodzice), która (po latach tułania za 1200 brutto w rodzinnym miescie lub innym NGO sie) da nam rozsądne pieniądze, które ... nie patrząc w prawo lub lewo .. zainwestujemy w mieszkanie i w stawanie się wielkomiejską klasą średnią... o której tak ciepło pisze prof. Domański. Serio? To ma być ten potencjał innowacyjności? To ma być ta szansa i wizja budowy nowej wspólnotowości? W sushi barach i kredytach we frankach szwajcarskich? Czy w akradiach i wypadach Heineken Open Aira?
Przeraża mnie to, że jesteśmy (i ja nie czuję się tu wcale lepsza) dziećmi ‘wolnego rynku’ socjalizowanymi do stania się idealnymi pracownikami świata korporacji - którzy sprzedają swoją wolność za cenę małej stabilizacji
Jesteśmy pierwszym i chyba jedynym pokoleniem socjalizowanym do życia w postawie hołdu dla kapitalizmu (i w tym się różnimy od naszych równieśników gdzie indziej, o czym raport nie pisze)- w postawie myślenia o tym, że korporacyjna praca i płaca są wyznacznikiem sukcesu życiowego i w postawie negacji wszelkich ‘kolektywnych’ wartości i ponadjednostkowej odpowiedzialności. Wmówiono nam, że wszystko nam 'na tacy podano’ i to, co nam podano jest 'cacy' z natury swojej ‘dobre’ i my to łykamy ... bez cienia wątpienia i krytyki zastanowienia. No i nawet nawet, jeśli w gronie przyjaciół czy w smutnej refleksji przed snem przyjdzie nam do głowy, że to ktoś inny nam to tak urządził i kazał się cieszyć - to nawet nie mamy narzędzi do tego, żeby się zjednoczyć ... i już nie tyle zbuntować, co choćby zbudować i pokazać swój punt widzenia. 
Jesteśmy pierwszym i chyba jedynym pokoleniem socjalizowanym do życia w postawie hołdu dla kapitalizmu
Badania przytoczone przez raport Młodzi 2011 pokazują, że jeśli idzie o wartości prawie poława dzisieszych trzdziestolatkow i aż dwie trzecie dziewiętnastolatków chce się określać jako ‘zwyczajny’ . ‘Zwyczajny’? Naprawdę aspirujemy już tylko do tego, żeby być zwyczajni? I bardziej chcemy być zwyczajni niż krytyczni. O zgrozo! Na szczęście cenimy też 'barwne' (jak z Arkadii?) życie. Zaraz potem okazuje się, że cenimy ‘dobre towrzystwo’ i ważny jest też dla nas ‘brak nałogów’, bo jak konstatuje to raport, te wartości pozwalają nam nie ryzykować (schodzić na złą drogę) i bezpiecznie maksymalizować szansę na sukces zawodowy. Ratunku! Umieram.... 


Przysięgam, zazdoszę Boniemu wiary w to moje pokolenie, bo im dłużej czytam tym jest gorzej. A dalej raport omawia stosunek młodych do państwa, polityki i Polski. I tu, rzecz jasna, dominuje strategia kompletnego desinteressement, (ale to już na inny wpis) Obawiam się więc, że jeśli przyjdzie do tej rzeczywistej zmiany pokoleniowej i przekazania pałeczki ... pokolenie Solidarności nie będzie miało jej komu podać. My będziemy na wyprzedażach w supermarkecie albo na conference callu z klientem. Jedno jest niesamowicie ciekawe w raporcie Młodzi 2011. Jest to dokument, który po raz pierwszy od dekad widzi moje pokolenie jako aktora i współuczestnika wydarzeń społecznych. Nie jako ludzi, na rzecz których się do tej pory wyłącznie ‘działało’, dla których się robiło i do których się mówiło, ale jako pokololenie, które nagle po prostu ‘jest’, jest osobne, i nawet -  może samo mówić ... Proszę, przemówmy więc.


 (Właśnie realizujemy projekt badawczy, który opowiada o pokoleniu młodych Polaków z ich perspektywy, oddając im głos .. jeśli chcesz wiedzieć więcej lub przyłączyć się do rozmowy zapraszam www.culturetales.org lub zapraszam niedługo na www.polskastory.pl)

10 comments:

  1. Dominiko wszystko to brzmi niezwykle pięknie i wzniośle w kontekście oczekiwań pana ministra Boniego. Ja mam tylko jedno zasadnicze do niego pytanie. Co on, bądź rząd, który reprezentuje, bądź poprzednie rządy uczyniły dla nas, żeby wybić nas z "wielbienie kapitalizmu" i "marzeń o małej stabilizacji". Jakimi KONKRETNYMI NARZĘDZIAMI wsparto nasze oderwanie od mamony i kredytu, zakupów etc? Proponuję najpierw rozgryźć ten problem a potem zastanawiać się nad potencjalną zmianą w naszym pokoleniu. W moim odczuciu na razie wszystki organy państwowe, ustawodawcze robią wszystko, żeby zabić jakąkolwiek siłę na walkę, zmianę, bunt czy jakkolwiek inaczej nazwiesz wolę zmiany...

    ReplyDelete
  2. No więc ja się z Tobą zgadzam, że w żaden - powiedziano nam, że 'kapitalizm' jest ontologicznie czymś z natury 'dobrym' i my to łykamy. Bo też nie mamy żadnego wyboru. Natomiast oczekiwanie, że to my zbudujemy nowe lepsze społeczeństwo jest w tym kontekście chyba złudne ... bo bujamy się między robotą a kredytem z przerwą na rodzinę i to nie jest oskarżenie żadne (a może trochę jest) tylko chleb nasz polski powszedni.

    ReplyDelete
  3. No więc właśnie na początku podjąłem to jako oskarżenie a potem przefiltrowałem to i poczułem to jako ułudne życzenie pana ministra... Jestem zdecydowanie przeciwny zbytniemu ingerowaniu przez państwo w życie obywateli. Za to jestem zwolennikiem moderowania, wspomagania, tworzenia przestrzeni do działania. A biorąc pod uwagę "szary lajf" (z coraz większym znaczeniem szarego także dzięki działaniom tego rządu - zresztą innych tak samo) cholernie trudno znaleźć czas (ten święty, który już mamy jak zejdziemy z zakładu do domu) na to by zmieniać, walczyć, ocieplać czy zacieśniać. Z tym, że trudniej jest stworzyć coś konkretnego, namacalnego niż wygłaszać pobożne życzenia "widzę potencjał na zmianę w tym pokoleniu" bo wymaga to pomysłu, konsekwencji i nie myślenia jedynie o następnych wyborach...

    ReplyDelete
  4. Jakiej rewolucji szukamy ? Co nam jest potrzebne ? Dzisiaj próbujemy nadgonić to czego nasi rodzice nie mieli. Nowy płaski telewizor wycieczka do Tunezji, ipad. Co w tym złego, że nasze pokolenie konsumuje wcześniej nieobecne dobra. Kontestacja rzeczywistości i choćby moda do pewnego momentu na ruch zielonych w Niemczech wynikała z pewnego przesytu stylem życia do którego my dobijamy obecnie. Może jesteśmy pokoleniem "przejściowym" które będzie jedynie pożerało dobra materialne. ALe czy to złe ? wiem że nasi rodzice kształtowali się okresach skazanych na walkę. 56, 68, 70, 80, 89 - to lata ciągłej walki ideologicznej i również tej najgorszej bo bezpośredniej fizycznej. Zapytajcie sowich rodziców czego chcą dla swoich dzieci i wnuków: spokoju, stabilizacji, dostatku. W tym kraju było zbyt wiele rewolucji.

    ReplyDelete
  5. To iscie rewolucyjny wpis w iscie nierewolucyjnym społeczeństwie. Dla mnie to drugie jest raczej dobra widomością. Wychowany w społeczeństwie socjalistycznym wolałbym, żeby ustrój społecznej równości nie wrócił. Bunt wobec kapitalizmu ok. Tylko chciałbym usłyszeć co w zamian? (ok, ok nieśmiertlena Szwecja zapewne).

    Co do pokolenia 18 - 30 to latków to zgadzam sie, że potencjał jest bardziej na ewolucje niż rewolucję. Przynajmniej w Polsce. Jak jest gdzie indziej : nie wiem. Wiem tylko, ze patrząc na Hiszpanię, Anglię i ostatnio Nowy Jork można zasadnie stawiać pytanie czy na protestach w takiej formie sie skończy, czy może w obliczy zblizajacego się kryzysu należy sie spodziewać silniejszej reakcji społecznej. Tego dowiemy się juz za kilka miesięcy. Albo może wczesniej, bo obecne młode pokolenie nie lubi czekac

    ReplyDelete
  6. Konsumujmy życie, zjadajmy czas innych ludzi. Pożerajmy relacje z innymi. Każda minuta w towarzystwie, profesora, sklepowej, czy podwórkowego głupka, może napełniać nas szczęściem i adrenaliną równą rewolucjom naszych rodziców. Malowanie żółwia kredkami na chodniku z dziećmi da nam więcej niż szukanie na siłę nowych idei. Kawałek sernika zjedzony na ulicy w towarzystwie obcego człowieka, nie dam nam może poczucia wielkiej zmiany. Ale jeżeli towarzysz od sernika nie miał kogo nim poczęstować, to być może zmieniliśmy na chwilę jego świat. Zmiana nie musi być zawsze w skali makro. Rewolucja odbywa się codziennie w każdym z nas i ma taką samą wartość, jak Solidarność, rock and roll i Woodstock, bo dotyczy ludzi...

    ReplyDelete
  7. Uff, nie łapię się już do tego pokolenia... Ale fakt, zawsze powtarzałam, że z ludźmi niewiele od siebie młodszymi nie mogę się dogadać - bezideowość górą. Może stąd taki np w WAW wysyp 'hipsterów' - dzieci, które stawiają na wygląd z sieciówki, dziwną muzę z youtube'a i bycie cool, pracując po agencjach reklamowych... ;-)

    ReplyDelete
  8. @DK: Dominik, normalnie lepiej bym tego nie ujęła ... ja też uważam, że o to chodzi, o drobne, małe gesty, które wykraczają poza własne 'ja' - nie o rewolucję jak z placu Tahrir. Moja obawa wynika z tego, że jak czytam dane z raportu Boniego .. to okazuje się, ze jesteśmy pokoleniem skrajnych indywidualistów ... a raczej alienistów... bo w swoim skoncentrowaniu na sobie, chcemy być 'zwyczajni'.

    ReplyDelete
  9. @ Lula ... troszkę broniąc swojej branży (he he) i genialnych przyjaciół chciałam tylko nadmienić, że w każdym z tych miejsc .. nawet w agencjach czy innych unileverach .. są ludzie, którzy robią super fajne rzeczy i potrafią wyjść z błędnego koła pt między pracą a kredytem ...ale istotnie, obraz badań jest taki jak piszesz, że nie mamy wielkich idei i wielkich wartości. Może ich nie musimy mieć - tylko skąd wiarą, że zmienimy Polskę na lepszą zatem?

    ReplyDelete
  10. Dominika. To wiara jak każda, nieracjonalna, oparta na przekonaniu a nie na faktach... Tyle, że Boni akurat swojej religijności nie powinien realizować w rządzie tylko zabrać się za konkretne działania. A to jak wiadomo najtrudniejsze;-))))

    ReplyDelete