Im Khatib, seniorka rodziny Khatib, w Shu'fat od ponad 40 lat CC-BY |
Obóz w Shu’fat kilka lat temu został kompletnie otoczony murem, z którego można się wydostać tylko jednym wyjściem. Wyjście to swobodnie można zamknąc ‘ze względów bezpieczeństwa’ i wtedy Shu’fat staje się jedną wielką klatką. Shu’fat jest otoczony nie dlatego, że leży na jakieś granicy, ale po to żeby odciąć i odizolować to skupisko palestyńskiej ludności od reszty aglomeracji jerozolimskiej. Do Shu’fat wchodzi się przez wielkie metalowe wahadłowe drzwi, jak do więzienia, w którym żyją mężczyźni, kobiety, a przede wszystkim cała masa dzieci. Powstanie muru dookoła obozu jest obecnie największym zmartwieniem dla jego mieszkańców. Większość z nich ma jerozolimskie dokumenty - w końcu od pokoleń tutaj mieszkali, niektórzy nawet w Starym Mieście. Te dokumenty to jedyny powód czyniący życie w Shu’fat znośnym - pozwalają one na legalną pracę w Jerozolimie i możliwość wydostania się z obozu. Od miesięcy jednak mieszkańcy Shu’fat spodziewają się najgorszego. Skoro odcięli nas murem, to pewnie niedługo odbiorą nam też możliwość legalnej pracy i przedostawania się na zewnątrz muru - tę obawę słyszymy w Shu'fat ze wszystkich stron.
Biorąc pod uwagę Miejski Plan Rozwoju Jerozolimy do 2020 i planowaną inżynierię demograficzną mającą na celu zapewnienie trzykrotnej dominacji ludności żydowskiej nad palestyńską, plan wyłączenia mieszkańców Shu’fat z granic miasta wydaje się bardzo prawdopodobny. Z pewnego punktu widzenia nawet idealny - można wykluczyć dużą część ludności palestyńskiej z jednocześnie niewielkimi stratami terytorialnymi. Jedyny problem to taki, że Shu’fat w całości otoczony jest eleganckim osiedlami żydowskimi wybudowanymi nielegalnie na palestyńskiej ziemi lub na tak zwanych ‘zielonych terenach’. No, ale takie drobnostki załatwia cały system tuneli i eksterytorialnych i dróg dzięki którym osadnicy czują się ‘częścią’ Izraela.
Ale oprócz muru istnieją inne symptomy tego, że Izrael postanowił ‘odpuścić’ sobie Shu’fat. W środku obozu panuje prawdziwe bezkrólewie. Tak bardzo jak wojsko izraelskie i straż graniczna pilnują checkpointów, do środka obozu żaden wóz policyjny się nie pofatyguje. Jak coś się dzieje możesz dzwonić na policję do upadłego. Nikogo to nie interesuje - mówią nam loklani pracownicy UNRWA. Do Shuf’at nie są dostarczane również żadne usługi publiczne - mimo, że jego mieszkańcy płacą jerozolimskie podatki dokładnie takie same jak Izraelczycy mieszkający w zachodniej Jerozolimie. Do Shu’fat nie przyjeżdżają śmieciarki, nie ma publicznej edukacji, nie ma opieki medycznej. Jednocześnie, ponieważ Shu’fat leży w zaanektowanej przez Izrael części, Autonomia Palestyńska nie ma nad tym obszarem żadnej jurysdykcji - nie wpuszczane są wozy policyjne czy karetki. Autonomia nie może też budować tam szkół. W Shu’fat nikt więc nie pilnuje porządku - miejsce prawie idealne do rozwoju wszelkich form zorganizowanej przestępczości.
Jedyną instytucją, która obecna jest w Shu’fat jest UNRWA. Tyle, że UNRWA gotowa była na opiekę nad 4000 tysiącami ludzi - dziś w pierwotnych granicach Shufat i terenach przylegających żyje 60.600 tysiący.
Historycznie, Shu’fat jest jedynym obozem dla uchodźców wewnątrz granic Jerozolimy. W 1965 roku UNRWA (United Nations Relief and Works Agency for Palestinians in the Near East) wybudowała tam 500 domów, które pierwotnie miały pomieścić 4000 ludzi. Tymczasowo. W Shu’fat znalazło się wielu uchodźców zwłaszcza po wojnie sześciodniowej w tym Palestyńczycy z wysiedlonej dzielnicy marokańskiej w Starym Mieście pisałam o tym tutaj. Dziś, 47 lat po powstaniu obozu, wewnątrz jego pierwotnych granic obozu żyje 22.000 tysięce ludzi a kolejne 40.000 tysięcy na terenach bezpośrednio przylegających do nich. Liczby pewnie nie znaczą wiele, żeby opisać skalę przeludnienia na tym skrawku ziemi. Ludzie żyją sobie na głowach, w małych mieszkaniach żyją wielopokoleniowe rodziny.
Tymczasem w Shu’fat nie byłoby prądu, gdyby nie to, że mieszańcy nielegalnie podpinają się pod linie elektryczne. Podobnie z wodą. Shu’fat tonie w śmieciach, bo Izraelczycy nie realizują żadnych usług w Shu’fat, mimo, że mieszkańcy płacą podatki.
Losy mieszkańców obozu z Shu’fat to jedna z wielu historii o uchodźcach palestyńskich - o tym, jaksytuacja, która miała być ‘tymczasowa’ zmieniła się w smutną codzienność trwającą przez pokolenia. Pod koniec naszej wizyty spotykamy na ulicy Khalida i jego rodzinę. Niedawno umarła jego matka, starsza już kobieta i z tej okazji kobiety w rodzinie wypiekają słone placki na dachu domu, a na dole kłębią się pozostali członkowie rodziny, sąsiedzi, dzieci i wszyscy, którzy przyszli na uroczystość będącą czymś w rodzaju stypy. Kobiety częstują nas herbatą, kawą i plackami a mężczyźni korzystają z okazji wizyty oprowadzającej nas misji ONZ, żeby opowiedzieć o obawach związanych z odebraniem dokumentów mieszkańców Jerozolimy. Już raz nas wyrzucili z naszych domów, boimy się, że teraz chcą zrobić to samo. Mieszkamy ponad 40 lat tutaj, w tych warunkach, nie wiedząc co przyniesie jutro. Ale tym razem się nie damy. Zostaniemy tutaj. Zresztą, nie mamy gdzie pójść - mówi Khalid. A jego brat Salim dodaje: Zresztą dlaczego mamy gdzieś stąd pójść. Nasza rodzina mieszka tutaj w Jerozolimie od setek lat. To my tu jesteśmy u siebie. Możemy żyć razem z Żydami, ale chcemy mieć prawo do życia we własnym domu.
Shu’fat jest tylko jednym z wielu obozów dla uchodźców na okupowanych terytoriach palestyńskich. W oczekiwaniu na powrót do własnych domów obozy stały się przybranymi domami dla uchodźców. Tymczasowość obozów przeradza się w dziwaczny rodzaj trwania, gdzie okaleczone życie kiełkuje w szczelinach, na przekór trudności. W chmurze niepewności i zawieszenia rodzą się dzieci, umierają ludzie, mężczyżni grają w begamona a kobiety pieką placki, życie trwa ... i tak już od wielu pokoleń.
Czy ktoś kiedykolwiek porównywał granice Izraela kiedy w 1948 r. tworzono to państwo na mocy rez.ONZ z dzisiejszymi granicami Izraela? ( Ju7ż kiedyś ktoś lansował pojecie "lebesraum")
ReplyDeletekłopot polega a tym, że dzisiejsze granice Izraela są nieokreślone - a jedyne 'uznane' granice definiuje właśnie zielona linia z 1949 (linia rozejmu). Natomiast mur (Separation Barrier) nie zawsze idzie po zielonej linii - często wbija się bardzo mocno wgłąb zachodniego brzegu ignorując zieloną linię. Zwłaszcza dzieje się tak w przypadku Wschodniej Jerozolimy i granic metropolitalnych jerozolimy - Izrael zaanektował tą część po wojnie 1967. (nie uznane)
ReplyDelete