Thursday 3 November 2011

Ortalionowy namiot na salonie. Lista grzechów głównych demonstrantów sprzed Św. Pawła

Po tym jak przez cały tydzień pojawiały się głosy o zbliżającym się siłowym rozwiązaniu problemu sunięciu namiotów demonstrantów sprzed Katedry św. Pawła w Londynie, ruch protestujących odniósł niespodziewany sukces. Korporacja londyńska, która zarządza londyńskim City, zapewne w obawie przed obrazami policji usuwającej pokojowe zgromadzenie sprzed świątyni, pozwoliła demonstrantom zostać na miejscu aż do Nowego Roku. Protesty, zupełnie niezamierzenie,  zmusiły też podzielony Kościół Anglikański do zajęcia jednoznacznego stanowiska  - nie tylko w sprawie samego obozu u stóp najważniejszej londyńskiej świątyni - ale w sprawie potępienia ‘niektórych najbardziej ekstremalnych praktyk neoliberalnych’. To całkiem dużo, jak na ruch, który media nazywają ‘obozowym festiwalem, którego uczestnicy nie mają nic innego do roboty’. 

Tymczasem media konserwatywne (murdochowskie i nie tylko) oraz konserwatywni politycy do znudzenia powtarzają te same argumenty, które w swojej próbie zdezawuowania protestu ‘racjonalnymi’ argumentami, pokazują jak bardzo przywiązane są do bronienia status quo w sposób pozbawiony cienia krytycznej refleksji. Lista argumentów, której używają jest ciężka i niezwykle imponująca intelektualnie:

Po pierwsze, ruch Occupy London, w swojej krytyce kapitalizmu, a w szczególności systemu bankowego, nie proponuje żadnych konstruktywnych rozwiązań. Demonstranci sprzed katedry nie przedstawili żadnego ‘koherentnego’ (coherent - to ulubione słowo mediów) planu reformy globalnej gospodarki neoliberalnej i nie ‘wyartykułowali’ (articulate - jw) jednoznacznego manifestu programowego. Serio? No nie, to skandal! Całe szczęście, że jesteśmy w rękach panów z Goldman Sachs, którzy dokładnie wiedzą jak sprawić, żeby nasz świat był lepszy. A pomoże im w tym Sarkozy i Merkel, którzy rach ciach mają pomysł, receptę i plan.

Po drugie, jak to możliwe, że ci ludzie z tego ‘festiwalowego obozowiska’ w ogóle mają czas na demonstrowanie? Jak to możliwe, że nie są w pracy? Czyżby nie pracowali ciężko na swojego bonusa (tak jak ‘my wszyscy’ - doprawdy dziwi mnie ta symbioza prawicowych dziennikarzy z interesami bankierów)? A może w ogóle nie mają pracy? A jeśli nie mają pracy, to w ogóle dlaczego warto byłoby ich słuchać? Ludzie, którzy nie wiadomo z czego żyją! To muszą być wakacje jakichś hipsterów. Na dodatek, o zgrozo, okazało się, że część demonstrantów nie śpi w namiotach, a cześć z nich wychodzi z obozu w ciągu dnia załatwiać swoje sprawy - odprowadzić dzieci do szkoły, zapłacić rachunki za prąd, pójść do pracy czy na spotkanie. Inni demonstranci za to, pracują na miejscu w swoich namiotach. ‘O jaki skandal’ - wykrzyknęły media - czy można demonstrować ‘na pół etatu?’. 

Po trzecie ten cały ruch działa jak jakaś podejrzana komuna! Mało tego, to okropne obozowisko ze swoimi ortalionowymi namiotami ‘zakłóca’ (disturb) harmonię przestrzeni publicznej i pewne jednak konwenanse społeczne. Coś co estetycznie nie wygląda dobrze, nie ubiera się w garnitur i nie podpiera się wizytówką żadnej ‘szacownej’ instytucji nie tylko jest nieładne, ale też nie może być przecież poważne. Nie ma tam żadnej hierarchii i wszyscy współuczestniczą w decyzjach. No słowem, nie wiadomo jak to coś ogarnąć. Taki różowy słoń na salonie, którego nie da się zignorować, a nie wypada traktować poważnie. I jeszcze na dodatek nie ma się do czego przyczepić - obóz ma własny system sortowania śmieci, latający uniwersytet, i wielowyznaniowy namiot i korzysta z nowych technologii, o których nie słyszano w The Evening Standard.
Nie próbuję tutaj twierdzić, że wszyscy (jak ja - nie ukrywajmy) powinni lubić ruch protestu i widzieć w nim szansę na zmianę świata na lepsze. Postuluję jednak o choć nieco więcej niezależności i intelektualnej refleksji w formułowaniu krytycznych opinii. Więc, jak powiedział Borisa Johnson, burmistrz Londynu, do demonstrantów, chciałoby się rzec przede wszystkim do konserwatywno - liberalnego establishmentu - move on!


Photo by: Andrew Winning/Reuters

No comments:

Post a Comment