Thursday 29 March 2012

Nie w moim imieniu.


Czy internet może przynieść odnowę reprezentacji?

Nic tak nie denerwuje mnie jak ktoś wypowiada się za mnie beze mnie i w moim imieniu i robi to bez żadnej konsultacji. A już najbardziej jak robi to piędziesięcioparoletni działacz związkowy pod kancelarią premiera. Szkoda, że się za mnie nie ukrzyżował.

Ci panowie mnie nie reprezentują

Rzadko krzywię się na widok protestujących grup społecznych - mogę nie zgadzać się z przedmiotem protestu, ale to ich święte prawo walczyć o swoje i bronić swoich grupowych interesów. I dopóki sytuacja jest w ten sposób wyartykułowana i ktoś przyznaje, że to jego grupowe interesy a nie narodowe dobro to nie mam z tym jakiegoś wielkiego problemu. Nawet jeśli akurat polski ruch związkowy nie należy do moich ulubionych.

 Jednak reforma, przeciwko której dzisiaj protestują dotyczy ich zdecydowanie mniej panów z wąsem pod KPRM- em niż mnie. I oni o tym wiedzą. Więc protestują za mnie. No i mamy dosyć  niezwykły to protest, w którym związkowcy twierdzą, że walczą w moim podwójnym imieniu  - mnie jako 'młodego pokolenia' oraz mnie jako 'kobiety'. Więc chciałabym niniejszym powiedzieć, że ja dziękuję, że ja dłużej popracuję. Również na ich emerytury. Tylko, niech już mnie Pan Duda dłużej nie reprezentuje.

Nikt nas nie reprezentuje

Tymczasem, w zupełnie innym gronie,  bez pana Dudy,  toczyła się w poniedziałek w Fundacji Batorego dyskusja o 'młodym pokoleniu' (również, bez udziału młodego pokolenia, co prezesowi zostało wypomniane), a w szczególności o młodych 'Aktawistach' - o tym takiego się stało, że młodzi Polacy nie protestowali, kiedy likwidowano OFE, a obudzili się kiedy uchwalano ACTA (pisałam o tym już kiedyś już tutaj a relacja z debaty, która pojawi się tutaj, więc nie będę się powtarzać).

Wątek, o którym chce pisać,  pojawił się sporadycznie, ale dotyczył problemy reprezentacji właśnie. I rację miała, moim zdaniem, Dudzińska, która odpowiadała z sali panelistom, że ACTAwiści polscy występowali jako 'no logo',czyli bez organizacji bez afiliacji, nie bo są 'niewinni' czy rozmemłani, ale   ponieważ bali się zawłaszczenia. No jasne. Jasne, że bali się, pęczków Palikotów, którzy ich protest przekształcą w swój protest i zaprezentują ich tak, że przestanie być ważne o co walczyli in first place, a, na koniec dnia, przekształci się w demo na rzecz odsunięcia Tuska. Dudzińska podsumowała dewizę ruchów przeciw Acta jako 'nikt nas nie reprezentuje i nie legitymizujemy nikogo'.

Smolar mądrze podchwycił jej ideę mówiąc, mówiąc o tym, że potrzeba 'odnowy reprezentacji' była cechą charakterystyczną właściwie wszystkich ruchów protestu - od arabskiej wiosny, przez occupy aż po polski ruch stop Acta.

Nic o nas bez nas: czy cyfrowe społeczeństwo może zrealizować utopię pełnej reprezentacji?

Istotnie, żyjemy w świecie, w którym coraz bardziej nikt nikogo już nie reprezentuje - a raczej, w którym instytucje tradycyjnego świata przestają reprezentować centrum aktywności życia społecznego.  Co roku coraz mniej ludzi uczestniczy w wyborach parlamentarnych. Tradycyjne organizacje, które powstawały po to, żeby reprezentować wielkie interesy klasowe lub grupowe -  partie polityczne czy związki zawodowe - przestają być relewantne - nie tylko w Polsce ale i wszędzie.  Ludzie są gdzie indziej. Narodowe media, które do tej pory zapewniały  podstawowe wspólne curriculum - uczestnictwo we wspólnym świecie znaczeń, wyobrażeń i wydarzeń, znikają na naszych oczach - każdy czyta tylko to co chce i szuka tego co chce (o kryzysie tradycyjnych instytucji  i charakterstyce nowych pisałam tu ). To nie jest tak, jak chciał pan prof. Koseła na debacie w Batorym, że 'młodzi ludzie uciekają do internetu i trudno ich badać'. To jest raczej tak, że ten tradycyjny świat instytucji - społeczno politycznych odpływa od tego, gdzie jest podstawowa aktywność życiowa ludzi, a prof. Koseła odpływa wraz z nim.  I przestaje być relewantny.

Zadziwiające jest to jak bardzo w tym 'nowym' świecie rolę tych 'starych instytucji' przejmuje - z (chwilowego?) braku lepszych modeli - serwis komercyjny jak Facebook. Racje ma Alek Tarkowski, który mówi, że facebook dziś spełnia funkcje 'nowej' agory. Poszłabym nawet  dalej  -  dzisiaj to facebook jest, paradoksalnie najbliżej realizacji utopi pełnej reprezentacji. Hmmm ...

Najciekawsze pytanie więc brzmi więc tak, jak ogarnąć ten nowy świat nowych instytucji, nowych ruchów społecznych  i nowej reprezentacji ... w taki sposób, że o tak, nic o nas nie stanie się bez nas ... ale jednocześnie ten nowy świat nie wrzuci nas wszystkich w otchłanie chaosu.




Friday 23 March 2012

Shame, sex and chocolate. Aalaa wants me to observe lent

It’s Friday night and I am arriving to the cinema alone. I want to see Shame. Just as I am getting cosy in the armchair I hear the facebook message coming in. It’s Aalaa:

 - Domi!!!!What are you giving up for lent??? Says the message (original punctuation)

 - Sex. I reply. (Absolutely the first thing that comes to my mind given my desire to see this film and given the ‘alone’ status of this evening. My life stinks - is my second thought. Is this a couples only screening? - comes as third)
 - Ah, come on dude, that’s too easy. You are married. Lent is about giving up something serious, like chocolate. - Yemeni princess does not give up.

Now this is brilliant, I think. Not only a Muslim girl corners me wanting to do something utterly catholic, that, I assume, is her rather fancy caprice to bring down her sugar intakes, but also, let’s be honest, she reads me through like an open book.

  I am giving up chocolate, sweets and procrastination!!! - Aalaa exlaims. By this time Michael Fassbender already manages to come in his own shower.

- I hope, I am writing trying not to make any links between Fassbender sperm and chocolate, that procrastination means starring at the mirror - I am writing back in the hope she will get the point. Procrastination means putting things off. Allaa always puts things off. It’s like with giving up sex. Far too easy.

-  Domi! You should give up something you really like. That’s what lent is about - obviously my princess is in the know

By that time Fassbender manages to hunt down a girl in the metro and masturbate himself in the male loo at work. Couples around me exchange the look of superiority. Now, at least I know why they are here

-  I can’t wait for Ramadan darling - I text cheerfully to Aalaa.  I will make her fast and watch Hunger everyday of the fasting. Ah and the The Great Feast.  And perhaps, un peu of Chocolate. Perfectly sweet catholic revenge.