Tuesday 4 December 2012

Trzeba wracać do Hebronu. Historie hebrońskie 1/3

Za każdym razem, kiedy słyszę palestyńskie dzieci mówiące do mnie z uśmiechem "Welcome to Hebron" wydaje mi się, że mówią do mnie "Welcome to Hell'. Jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, w którego samym środku Palestyńczycy, zmuszeni są wchodzić do swoich domów od tyłu przez drabiny, bo ulice, przy których mieszkają dostępne są tylko dla Żydów? Jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, którego medina stała się miastem duchów, bo ponad 1800 arabskich sklepów w samym sercu miasta - zostało zamkniętych i zabarykadowanych, żeby zapewnić bezpieczeństwo 400 uzbrojonym po zęby osadnikom? Wreszcie, jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, w którym małe dzieci idą do szkoły w cieniu karabinów maszynowych śledzących każdy ich ruch? Hebron jest jak zły sen. Jak powracająca historia, która miała się już nigdy nie zdarzyć.

Podróż z Jerozolimy do Hebronu trwa Insallah time. Trudno dokładnie określić ile, bo najłatwiejszy sposób dostania się tam to skorzystanie z nielegalnych ‘taksówek’ z okolic Bramy Damasceńskiej. Taksówki te odjeżdżają wtedy, kiedy się zapełnią - za chwilę, za pięć minut, za godzinę. Taksówki te nie są też do końca taksówkami, a raczej prywatnymi samochodami, które, określimy takim terminem - świadczą usługi transportowe. Taksówka izraelska nie może przejechać legalnie przez checkpoint i wjechać do obszaru A pod kontrolą palestyńską, pod którą znajduje się Hebron (z wyjątkiem wspomnianego Starego Miasta). Taksówka palestyńska na zielonych rejestracjach nie może znaleźć się w Jerozolimie, bo Palestyńczycy, nawet jeśli dostaną pozwolenie na bycie w Jerozolimie czy Izraelu w żadnym wypadku nie mogą przyjechać tutaj własnymi samochodami. Pozostaje więc podróż z panami, którzy w pewnym znanym we Wschodniej Jerozolimie miejscu szepczą Al Khalil, Al Khalil, co oznacza Hebron w języku arabskim. Na takie zawołanie mrugam się porozumiewawczo i pan prowadzi mnie do samochodu - czasem jest to mini bus a czasem prywatny samochód. Pierwszy raz robiłam to z duszą na ramieniu. Kierowca, który wyglądał jak wyjęty z lat 70 tych zaprowadził mnie do busa. Czas oczekiwania trwał mniej więcej powtórzone sześć razy ‘za 5 minut’.

Palestyńczycy chodzą tu szeptem. Historie hebrońskie 2/3


Siedzę na schodach jednego z zamkniętych sklepów przy Shuhada street. Czuję na sobie spojrzenia żołnierzy poprawiających spodnie i swoje M16. Mnie obserwują inaczej. We mnie widzą kobietę. Być może nawet człowieka. Słońce praży. Patrzę gdzie indziej.

“Palestyńczycy chodzą szeptem” - zapisuję w notesie siedząc na opustoszałej Shuhada street.

Powybijane szyby, dziury w oknach sprawiają, że ta cisza Shuhady wzbudza niepokój. Jedynie osadnicy z nieodłącznym M16 na ramieniu przemykając swoimi suvami przez opustoszałe ulice mediny przerywają tą ciszę, ale nawet oni nie są w stanie jej zabić.



“Kroki osadników krzyczą” - zapisałam poniżej.


"Nie chcemy pokoju. Chcemy wolności" Historie Hebrońskie (3/3)

Tel Rumeida jest okolicą położoną powyżej Shuhady na wzgórzach. Na samym szczycie wzgórza znajduje się piękny gaj oliwny, do którego mam ochotę pójść i gdzie, mam nadzieję zobaczyć mojego znajomego Idrisa, który podczas mojej pierwszej wizyty w Hebronie mocno skomplikował moje myślenie o Hebronie. Ale dziś nie mogę tam pójść. Wchodzę na szczyt góry...i zatrzymuje mnie żołnierz mówiący, że dalej pójść nie mogę. Jak to nie mogę? Trzy tygodnie temu mogłam? Ale dzisiaj nie możesz. - Ok, rozumiem, ale proszę podaj mi powód? - Nie możesz i już - żołnierz jest coraz bardziej zirytowany i dotyka swojej broni wzmacniając tym samym swój autorytet. Staram się mówić jak najbardziej łagodnym tonem. Rozumiem, co do mnie mówisz, nie pójdę dalej tylko proszę o to, żebyś mi wytłumaczył dlaczego i najlepiej pokazał na piśmie informację o tym, że nie mogę iść dalej. Wzrusza ramionami i mówi, że taki ma rozkaz. To jest teraz strefa wojskowa. Aha, czyli gaje oliwne mojego znajomego stały się dzisiaj izraelską strefą militarną. Próbuję jeszcze zmusić go do pokazania mi rozkazu, ale już wiem, że nic nie wskóram. Dziś nie zobaczę Idrisa, pozostają mi więc notatki z październikowej wizyty: