Friday 7 August 2015

Obwiniając Ofiarę. Polemika z Dawidem Warszawskim


W 1988 roku Edward Said i Christopher Hitchens wydali książkę "Obwiniając ofiary". Pokazywali w niej mechanizmy przedstawiania wieloletniego konfliktu izraelsko-palestyńskiego w zachodnich mediach i literaturze naukowej, które doprowadziły do tego, że Palestyńczycy - naród przegrany, wygnany z większej części swojej historycznej ojczyzny i okupowany w jej reszcie - stał się dyskursywną ikoną "złego" i "sprawcy". Felieton Dawida Warszawskiego "Rezolucja nie w porę" (z cyklu "Prognoza pogody", "Gazeta Wyborcza" z 26 listopada) jest doskonałym przykładem takiego mechanizmu - obarczania Palestyńczyków odpowiedzialnością za nie swoją winę. 

Tekst został opublikowany w Gazecie Wyborczej 3.12.2014. 

Warszawski komentuje tymczasową decyzję Parlamentu Europejskiego o odroczeniu decyzji o uznaniu państwa Palestyna w granicach z 1967 roku, powtarzając za rządem Benjamina Netanjahu, że taka deklaracja wywierałaby niepotrzebną presję na Izrael i wzmacniałaby palestyńskich przeciwników kompromisu. Wprawdzie autor zauważa, że rozmowy pokojowe zostały zerwane z winy samego Izraela, woli jednak pominąć ten kluczowy wątek w dalszej części wywodu i forsować inną tezę. A wyjściowa teza Warszawskiego brzmi tak: międzynarodowe wsparcie dla powstania niezależnego państwa palestyńskiego wzmacnia przeciwników pokoju wśród Palestyńczyków. Nawiązując do ostatnich zamachów w Jerozolimie, w wyniku których zginęli izraelscy cywile, dodaje, że "jeśli mordercy uznają, iż świat stoi po ich stronie, to żadne rozmowy niczego już nie zmienią". 

Nie rozumiem, jak można martwić się, że polityka europejska mogłaby "zachęcać" terrorystów do działania, a jednocześnie ignorować w całej rozciągłości "zachęty", które na co dzień fundują Palestyńczykom władze izraelskie? 

Autor powołuje się na wzrost radykalnych nastrojów wśród części palestyńskiego społeczeństwa, nie wspominając nawet o ich przyczynach, które są kluczem do zrozumienia niedawnych aktów przemocy. Pomija politykę brutalnego "dokręcania śruby" wobec Palestyńczyków, z którą mamy do czynienia w ostatnich miesiącach na okupowanych terytoriach palestyńskich; inwazję w Gazie i wzmożoną politykę represji i stosowania kolektywnych kar na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie. 

Jerozolima - miasto dyskryminacji i rosnących represji 

Palestyńczycy z cierpliwością obserwują, jak Jerozolima Wschodnia jest kolonizowana przez osiedla izraelskie, a ich własna egzystencja stale podważana przez politykę przymusowych wysiedleń, burzenie domów lub przejmowanie ich przez żydowskich osadników - jak w przypadku Starego Miasta, Silwanu czy Sheikh Jarrah. Pomimo tych dyskryminacyjnych polityk Jerozolima, nawet w czasie II Intifady, była miejscem w miarę spokojnym. Palestyńczycy i Izraelczycy żyli tu od lat razem - może nie ze sobą, ale obok siebie. 

Od czasu czerwcowych wydarzeń związanych z zabiciem trzech izraelskich chłopców pod Hebronem i spaleniem żywcem palestyńskiego nastolatka w Jerozolimie Palestyńczycy stali się ofiarami nagminnych aktów przemocy i nienawiści rasowej ze strony izraelskich cywilów. Przez ulice przewinęły się demonstracje pod hasłami: "Śmierć Arabom"; niektóre sklepy informują: "Tu nie sprzedajemy Arabom"; często zdarzają się brutalne fizyczne i werbalne ataki. Arabskie dzielnice, w tym szkoły palestyńskie, zostały kilkakrotnie zalane śmierdzącą substancją przypominającą ścieki i utrzymującą trudny do zniesienia zapach przez wiele tygodni. Wielokrotnie przerwano dostawy wody do wschodnich części miasta. 

Tym działaniom towarzyszą wzmożone represje wobec palestyńskiej ludności ze strony armii izraelskiej. Od czasu czerwcowych morderstw w Jerozolimie aresztowano 1300 Palestyńczyków, w tym prawie 500 dzieci, ponad 1600 zostało rannych (dla porównania w całym 2013 roku - 312), a jedno dziecko zabite w drodze po chleb. Palestyńskie demonstracje były wielokrotnie brutalnie tłumione, często z użyciem nieproporcjonalnej siły. Niedawno izraelski rząd zatwierdził prawo stanowiące, że Palestyńczycy przyłapani podczas demonstracji na rzucaniu kamieniami mogą zostać pozbawieni wolności nawet na 20 lat*. 

Al Aqsa, czyli czerwona linia 

Kroplą goryczy, która popchnęła zamachowców do działania, było październikowe kilkakrotne zamknięcie dostępu do meczetu Al Aqsa dla muzułmanów, odczytane przez Palestyńczyków jako kolejna prowokacja strony izraelskiej. 

Al Aqsa, trzecie co do świętości miejsce w muzułmańskim świecie, jest traktowane jako jeden z ostatnich bastionów w mieście, gdzie Palestyńczycy mogą się czuć "u siebie". Kilka tygodni temu również ta możliwość została im odebrana przez grupę prawicowych żydowskich aktywistów, którzy demonstracyjnie wtargnęli na Wzgórze Świątynne, doprowadzając do zamknięcia go dla muzułmanów. 

Historia konfliktu palestyńsko-izraelskiego uczy, że Palestyńczycy dokonują desperackich aktów przemocy nie wtedy, kiedy wierzą, że wolność jest blisko, lecz wtedy, kiedy tracą wiarę w to, że kiedykolwiek będą wolni. Izraelski dziennikarz Gideon Levy, komentując pierwsze zamachy na izraelskich cywili, na łamach dziennika "Haaretz" (23 października) pisał, że biorąc pod uwagę represje wobec Palestyńczyków w Jerozolimie, którą nazywa "Pretorią Izraela" i "stolicą apartheidu", nikt nie powinien się dziwić skrajnym aktom przemocy i - niestety - spodziewać się ich więcej w najbliższej przyszłości. 

Nic nie usprawiedliwia śmierci ludności cywilnej - ale, żeby ta reguła nie stała się pustym sloganem, musi dotyczyć wszystkich ludzi w równym stopniu. Powinna więc działać zarówno wobec niewinnych Izraelczyków, którzy zginęli w wyniku zamachów, jak i niewinnych Palestyńczyków, którzy giną w wyniku bezkarnych działań osadników lub armii izraelskiej. 

Radykalizm w głównym nurcie polityki izraelskiej 

Warszawski pisze, że „ze świecą by szukać palestyńskiego odpowiednika prezydenta Rivlina, który potępił swoje społeczeństwo »chore na rasizm «”. 

Szkoda, że nie dodaje, iż rasizm został na dniach usankcjonowany przez gabinet Netanjahu jako oficjalna doktryna państwowa w tzw. ustawie o Żydowskim Państwie Narodowym. Mówi ona, że Izrael jest państwem wyłącznie Żydów i że nieżydowscy obywatele mogą tam jedynie mieszkać. Zarówno prezydent Rivlin, jak i były prezydent Peres oraz część posłów do parlamentu i członków rządu wskazują, że przyjęcie jej przez Kneset podważyłoby demokratyczne fundamenty Izraela i usankcjonowało pozycję 20-proc. mniejszości palestyńskiej jako - de iure - obywateli drugiej kategorii. 

Odroczona (zapewne będzie przyjęta w najbliższym czasie) uchwała Parlamentu Europejskiego o uznaniu palestyńskich aspiracji narodowych jest najbardziej delikatnym rodzajem wyrażenia narastającej frustracji państw europejskich wobec coraz bardziej radykalnej polityki izraelskiej. Gdybym miała krytykować UE, to nie za to, że debatuje o rezolucji w sprawie uznania Palestyny "za wcześnie", ale raczej, że czyni to "za późno". I robi "za mało", by przeciwstawić się izraelskiej ekspansji na terenach, które sama uznaje za miejsce przyszłego państwa palestyńskiego. 

Chciałabym, żeby Dawid Warszawski, przynajmniej w takim stopniu martwił się o ekstremistów izraelskich, jak martwi się o ekstremistów palestyńskich, pisząc o wzroście radykalnych nastrojów w społeczeństwie palestyńskim. Bo to ci pierwsi w dużym stopniu wyznaczają dziś politykę "głównego nurtu" w Izraelu. A to Izrael, jak dotąd, trzyma klucze zarówno do wojny, jak i do pokoju z Palestyńczykami. 

Friday 31 October 2014

10 bibliotek, w których najlepiej 'spędza' się czas

Z cyklu: moje życie nie ma sensu/ nie czytam przecież książek/ w odpowiedzi na łańcuszkową modę 

10 bibliotek, w których najlepiej przepiernicza się czas: 

1. Biblioteka Narodowa - za najmilszych i najmądrzejszych kolegów, z którymi wychodzi się na fajkę a potem drugą trzecią .. 

2. BUW - za najlepsze pufy, na których śpi się jak nigdzie indziej 

3. British Library - za najprzystojniejszych mężczyzn imperium, na których można się zapatrzyć tak, że już potem tylko dzwonią dzwony do wyjścia 

4. Senate House Library - za to, że na 7mym piętrze jest tyle zaułków, że można myśleć tylko o jednym 

5. SOAS Library - za to, że siedzisz w bikini/burkini a mimo tego jest tam tak gorąco, że jedyne co można zrobić to pójść spać 

6. Biblioteka Jagiellońska - za to, że masz na sobie 7 warstw a i tak tak tak lodowato, że myślisz tylko o tym jak się zahiberować i przetrwać zimę 

7. Biblioteka na Koszykowej - za to, że jest tak klaustrofobiczna, że myśli zupełnie nie mogą się unieść, są ciężkie jak te wielkie krzesła i kanciaste jak butelkowo - zielone lampy 

8. Goldsmiths Library - za to, że godzinami szukasz wybranej pozycji o kodzie 305.7067384.4934 i jak masz fuksa i ją znajdziesz to i tak jest ‘reference only’ 

9. Biblioteka Instytutu Socjologii UJ - za jedyny w swoim 'rodzaju rodzaj' ciszy przerywanej mętnym brzęczeniem muchy, która pozwala doświadczyć takiej nudy, że wiesz, że nie warto żyć 

10. Biblioteka Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ - za to, że chodzenie tam było zawsze stratą czasu, bo żadnych z potrzebnych książek jeszcze tam nigdy nie mieli i mieć nie będą

Wednesday 2 July 2014

KILLED JEWISH BOYS HAD NAMES AND IDENTITIES. KILLED PALESTINIAN TEENAGERS ARE JUST NUMBERS.


I am increasingly worried that the IDF (Israeli Defense Forces) hand in hand with settlers will wipe out Palestinians and Palestine from the map in the act of vengeance for a terrible act of kidnapping and killing of teenage Jeshiva students.

I hope that there are Israelis that will be able to stop this rise of violence before its too late. I realize it must be difficult to feel any compassion for Palestinians, for the 'other' when one is broken by pain. I am calling exclusively for Israelis because, contrary to the media broadcast, in this conflict it is the Israelis that have all cards in their hands. It is Israeli governement that needs to really want peace for peace to emerge.

Yes. I am very sorry for the death of teenage Jewish boys. It was an inhumane act.

I am equally sorry for the death of Palestinian boys in the 'search' operation and the latest Palestinian victim killed in the likely act of revenge. It was also inhumane.

And I am increasingly upset that once again Israeli lives seem to be worth more than Palestinian lives.

In case of Jewish boys that went missing and found dead - I could learn their names and their stories, the condolences and condemnation were sent from the entire world, the burial ceremony transmitted live in most important media outlets. It had been news number #1 for the past few days.

Nobody reported the side story: that settlers in Hebron and South Hebron Hills, where the boys were abducted, are the most violent groups in the West Bank and that illegal Jewish settlements installed in the heart of Palestinian city make every day lives of Palestinians in Hebron - a hell on earth, that settleres of South Hebron Hills confiscate Palestinian land, attack Palestinian kids daily, that Palestinian villages of South Hebron Hills, in the area where kindapping took place, have been converted into 'firing zone' - the army camp for Israeli army. No, this does not legitimize the horrendous murder. But it adds an important context that helps to understand.

Hamas was to blame immediately. Perhaps it is the case, but Israel failed to present any proofs for that. Nevertheless Israel 'preventively' bombarded Gaza and blown up the houses of the 'suspects' - made a hell out of already hellish life of millions of Palestinians. For a democratic state it is illegal to use collective punishment. It is illegal to punish for a most horrendous crime without a trial. For a human being it is inhumane to punish those who are not guilty. 

In case of Palestinians that were killed in the 'search' operation ... we never learned their names,  their remained just numbers, without faces, there remained just 'casualties'  - a 'side - product' of the 'legitimate' search in which Israeli army literally razed Palestinian cities and arrested hundreds of Palestinians. 


This morning a Palestinian boy (17 was abducted from Palestinian Jerusalem neighborhood of Beit Hanina (surrounded by settlements). His name was Mohammad Abu Khdair. He was kidnapped, brutally murdered and left in West Jerusalem forest.

Israeli authorities ask all sides to 'wait' and warn against jumping to conclusions until it is proven that it was act of revange.

Let's wait. And hope it will not be too late.


Wednesday 12 June 2013

Dispelling Israeli media’s stereotypes about Poland in the Holocaust - my letter published in Haaretz


The coverage by Israeli journalists of Poland's commemoration of the 70th anniversary of the Warsaw Ghetto Uprising gives no suggestion of the deep and reflexive context of contemporary Polish engagement with the tragedy of Polish Jews

Polska wersja artykułu p.t. "Czy da się inaczej myśleć o Polsce?" pojawiła się na stronach Instytutu Obywatelskiego tutaj

Relację na temat tekstu w Gazecie Wyborczej można przeczytać tutaj

Wednesday 27 March 2013

Senator, który pił z nami frugo


Senator był dla nas z Bartkiem Brodą i pewnie pozostanie najbliższą i najważniejszą postacią polskiego życia publicznego i wyznacznikiem tego co należy a czego nie wolno w polityce. Dla nas - choć pewnie senator żachnąłby się na te wielkie słowa i machnął ręką, był dla nas uosobieniem etosu w polityce i całkowitego oddania służbie krajowi ponad podziałami - i tymi dużymi i tymi małymi wewnątrzunijnymi. Senator był nas był chyba jedynym politykiem, z którym mieliśmy wtedy, jako unijne dzieci, śmiałość naprawdę obcować.

Thursday 21 February 2013

Trzydzieści dwa to nowe dwadzieścia dwa?

Postanowiłam uciec na chwilę od moich ulubionych izraelsko - palestyńskich tematów (nie rozpaczajcie, wrócę!) i oddać się dziś rozważaniom na temat nieznośnej lekkości/ciężkości (niepotrzebne skreślić) życia, czyli zastanowić się nad tym jak to jest dobiegać trzydziestej drugiej wiosny życia i nadal nie czuć się szczególnie dorosłą.

Thursday 31 January 2013

'Five Broken Cameras', a must-see film that left me broken


Poster from Sundance Film Festival


An American pastor named Gloria, who we met in Jerusalem, told us once something really wise. She said, in regards to what we witness in the Occupied Palestinian Teritories, that we should feel the pain, but do not feel broken by it. „Five Broken Cameras” leaves me broken, nevertheless it is one of the most important and eye- opening films showing the everyday reality of the occupied people. The saddest conclusion is that the story of Bil’in that the film explores is not the exception. Bili’ins happen on the daily basis in the West Bank.

„Five Broken Cameras” tells a story of a non- violent protest of the Palestinian  inhabitants of Bil’in (north of Jerusalem) against the erection of the Israeli separation barrier. The barrier is designed in a way that goes through their land and confiscates it. For those familiar with the occupation realities, this will not be a new story. What is fresh and telling is that the story unfolds through the lens of Emad Burnat, a Palestinian farmer. Burnat first buys his camera to capture the birth his fourth son Jibril. Soon his personal filming becomes a deeply personal account of how the politics of the occupation enters and transforms the everyday life his family and people in the quiet village of Bil’in. From the amateur looking shots of a newborn baby the camera takes us to the Friday demonstrations when the peaceful protest of the villagers and the Israeli activists is met with the molotov cocktails, tear gas and rubber bullets of the IDF soldiers and, occasionally, settlers violence. Until the device gets shot. So Emad buys a new camera ...

Wednesday 23 January 2013

Izrael po wyborach. Ze wstrząsami, ale na prawo


Tak jak się spodziewano, Netanyahu wybory wygrał, ale wychodzi z nich mocno osłabiony. Jego blok Likud - Nasz dom zdobył wprawdzie najwięcej mandatów w Knesecie i będzie próbował utworzyć koalicję z ultra-ortodoksami oraz popieranym przez osadników radykalnym Domem Żydowskim. Pojawia się jednak kłopot, którego Bibi nie brał pod uwagę w najgorszych snach - mandaty wszystkich prawicowych partii to za mało, żeby utworzyć stabilną koalicję.

Izraelski Palikot języczkiem uwagi

Monday 21 January 2013

Dzisiaj wybory w Izraelu. Trzy powody, dla których warto je śledzić.

Księżyc nad checkpointem w Qalandii. Okupacja - temat nieobecny w kampanii wyborczej. Photo by Keryn Banks
Dziś odbywają się kolejne Knessetu, izraelskiego parlamentu, w których prawie na pewno zwycięży prawicowa koalicja pod przywództwem obecnie urzędującego premiera Izraela Benjamina Netanyahu - Likud - Nasz Dom Izrael. Jeśli tak się stanie, “Bibi” Netanyahu zostanie najdłużej urzędującym premierem Izraela po Ben Gurionie. Przypuszczalnie Likud - Nasz Dom wstąpi w koalicję powyborczą grupą Żydowski Dom, jeszcze bardziej prawicową grupą  niedawnego szefa kampanii Netanyahu. Ale to nie Netanyahu powinien przykuwać uwagę w tych wyborach, ale obecność i nieobecność pewnych tematów.


Thursday 17 January 2013

Krótki przewodnik po geografii okupacji Zachodniego Brzegu : E1, obszar C i osiedla żydowskie



Bab Al Shams. Historia zniknięcia.


Bab Al Shams było trochę jak nasze Szkalne Domy. W ubiegły piątek 250 Palestyńczyków zbudowało miasteczko namiotowe w pokojowym geście protestu przeciwko izraelskim planom budowy 4000 tysięcy domów na tym obszarze. Dla jasności, mówimy o obszarze należącym do Palestyny, po palestyńskiej stronie muru. Najpierw izraelska armia odgrodziła dostęp do miasteczka dziennikarzom, potem w środku nocy 500 żołnierzy wyrzuciło z namiotów jego mieszkańców aresztując kilku z nich. Dziś buldożery izraelskie zniszczyły pozostałe namioty. Armia dokonała eksmisji i zburzenia pomimo wyroku Sądu Najwyższego Izraela ‘zamrażającego’ plany wysiedlenia miasteczka. Tak wygląda ‘jedyna demokracja Bliskiego Wschodu’ w działaniu. 

Bab Al Shams było jak piękny sen. Pewnie dlatego nie mogło istnieć zbyt długo.

Miasteczko Bab Al Shams było jak sen, bo powstało w obszarze, na którym nie śni się Palestyńczykom budowanie domów. Nie dlatego, że ziemia nie należy do nich. Przeciwnie, miasteczko powstało, jak ustalił izraelski dziennik Haaretz, na ziemi należącej wyłącznie do Palestyńczyków, mieszkańców pobliskiego osiedla At Tur. Ale w Palestynie Palestyńczycy nie mogą budować na swojej ziemi.


Bab Al Shams było jak sen, bo choć na chwile odwracało zasady gry.

‘My synowie i córki Palestyny - pisali organizatorzy miasteczka - z każdego zakątka tej ziemi oznajmiamy powstanie Bab Al Shams. My ludzie bez pozwoleń od okupanta, bez pozwoleń od nikogo, siadamy tutaj dzisiaj, ponieważ to jest nasza ziemia i mamy prawo do zamieszkania na niej [...]
Przez dekady Izrael prowadził politykę faktów dokonanych na ziemi i społeczność międzynarodowa milczała w obliczu tych działań. Nadszedł czas na zmianę warunków gry i ustanowienie faktów dokonanych na ziemi - naszej ziemi’.
I rzeczywiście Bab Al Shams odwróciło zasady gry. A raczej przywracało normalne zasady, w których ludzie mają prawo budować na swojej ziemi w swoim kraju. Tymczasem od wielu lat każda choć najmniejsza struktura, która powstaje w obszarze C, czyli na 62% Zachodniego Brzegu pozostającego pod całkowitą kontrolą armii izralelskiej dostaje tzw. ‘demolition order’ - nakaz wyburzenia (zobacz krótki przewodnik po geografii okupacji). Tak było ze szkołą z opon i ziemi w beduińskiej wiosce Khan Al Ahmar, tak było z zagrodami dla zwierząt w Nabi Samwil i w setkach innych przypadków.

Tuesday 4 December 2012

Trzeba wracać do Hebronu. Historie hebrońskie 1/3

Za każdym razem, kiedy słyszę palestyńskie dzieci mówiące do mnie z uśmiechem "Welcome to Hebron" wydaje mi się, że mówią do mnie "Welcome to Hell'. Jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, w którego samym środku Palestyńczycy, zmuszeni są wchodzić do swoich domów od tyłu przez drabiny, bo ulice, przy których mieszkają dostępne są tylko dla Żydów? Jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, którego medina stała się miastem duchów, bo ponad 1800 arabskich sklepów w samym sercu miasta - zostało zamkniętych i zabarykadowanych, żeby zapewnić bezpieczeństwo 400 uzbrojonym po zęby osadnikom? Wreszcie, jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, w którym małe dzieci idą do szkoły w cieniu karabinów maszynowych śledzących każdy ich ruch? Hebron jest jak zły sen. Jak powracająca historia, która miała się już nigdy nie zdarzyć.

Podróż z Jerozolimy do Hebronu trwa Insallah time. Trudno dokładnie określić ile, bo najłatwiejszy sposób dostania się tam to skorzystanie z nielegalnych ‘taksówek’ z okolic Bramy Damasceńskiej. Taksówki te odjeżdżają wtedy, kiedy się zapełnią - za chwilę, za pięć minut, za godzinę. Taksówki te nie są też do końca taksówkami, a raczej prywatnymi samochodami, które, określimy takim terminem - świadczą usługi transportowe. Taksówka izraelska nie może przejechać legalnie przez checkpoint i wjechać do obszaru A pod kontrolą palestyńską, pod którą znajduje się Hebron (z wyjątkiem wspomnianego Starego Miasta). Taksówka palestyńska na zielonych rejestracjach nie może znaleźć się w Jerozolimie, bo Palestyńczycy, nawet jeśli dostaną pozwolenie na bycie w Jerozolimie czy Izraelu w żadnym wypadku nie mogą przyjechać tutaj własnymi samochodami. Pozostaje więc podróż z panami, którzy w pewnym znanym we Wschodniej Jerozolimie miejscu szepczą Al Khalil, Al Khalil, co oznacza Hebron w języku arabskim. Na takie zawołanie mrugam się porozumiewawczo i pan prowadzi mnie do samochodu - czasem jest to mini bus a czasem prywatny samochód. Pierwszy raz robiłam to z duszą na ramieniu. Kierowca, który wyglądał jak wyjęty z lat 70 tych zaprowadził mnie do busa. Czas oczekiwania trwał mniej więcej powtórzone sześć razy ‘za 5 minut’.

Palestyńczycy chodzą tu szeptem. Historie hebrońskie 2/3


Siedzę na schodach jednego z zamkniętych sklepów przy Shuhada street. Czuję na sobie spojrzenia żołnierzy poprawiających spodnie i swoje M16. Mnie obserwują inaczej. We mnie widzą kobietę. Być może nawet człowieka. Słońce praży. Patrzę gdzie indziej.

“Palestyńczycy chodzą szeptem” - zapisuję w notesie siedząc na opustoszałej Shuhada street.

Powybijane szyby, dziury w oknach sprawiają, że ta cisza Shuhady wzbudza niepokój. Jedynie osadnicy z nieodłącznym M16 na ramieniu przemykając swoimi suvami przez opustoszałe ulice mediny przerywają tą ciszę, ale nawet oni nie są w stanie jej zabić.



“Kroki osadników krzyczą” - zapisałam poniżej.


"Nie chcemy pokoju. Chcemy wolności" Historie Hebrońskie (3/3)

Tel Rumeida jest okolicą położoną powyżej Shuhady na wzgórzach. Na samym szczycie wzgórza znajduje się piękny gaj oliwny, do którego mam ochotę pójść i gdzie, mam nadzieję zobaczyć mojego znajomego Idrisa, który podczas mojej pierwszej wizyty w Hebronie mocno skomplikował moje myślenie o Hebronie. Ale dziś nie mogę tam pójść. Wchodzę na szczyt góry...i zatrzymuje mnie żołnierz mówiący, że dalej pójść nie mogę. Jak to nie mogę? Trzy tygodnie temu mogłam? Ale dzisiaj nie możesz. - Ok, rozumiem, ale proszę podaj mi powód? - Nie możesz i już - żołnierz jest coraz bardziej zirytowany i dotyka swojej broni wzmacniając tym samym swój autorytet. Staram się mówić jak najbardziej łagodnym tonem. Rozumiem, co do mnie mówisz, nie pójdę dalej tylko proszę o to, żebyś mi wytłumaczył dlaczego i najlepiej pokazał na piśmie informację o tym, że nie mogę iść dalej. Wzrusza ramionami i mówi, że taki ma rozkaz. To jest teraz strefa wojskowa. Aha, czyli gaje oliwne mojego znajomego stały się dzisiaj izraelską strefą militarną. Próbuję jeszcze zmusić go do pokazania mi rozkazu, ale już wiem, że nic nie wskóram. Dziś nie zobaczę Idrisa, pozostają mi więc notatki z październikowej wizyty:

Sunday 25 November 2012

It's not all over after the ceasefire. A salute to the #18 bus driver and a personal epilogue.


Since Wednesday's bomb blast we are still banned by our Office from traveling to Tel Aviv or using any Israeli public transportation. Therefore, my only choice of spending my day off o Thursday was either to go Ramallah or Hebron. Strange as it may sound, to both of them I could get with Palestinian transport. Obviously I could have stayed in Jerusalem, but after all - I always feel a deep urge to do something. After Wednesday experiences, where Mohammed and I got caught up in Tel Aviv during the bomb blast and after we found ourselves stuck on the motorway in Ashdod way too close to rockets from Gaza, I decided to take it 'easy' and just go Ramallah. Ramallah is a stone's throw from Jerusalem. But distances, as we learn here, mean nothing for the Palestinian and Israeli twisted geography.

In Ramallah the atmosphere was of a celebration and the city was in a party mode. Clearly the ceasefire has been seen by many Palestinians as a victory or at least a particular way of 'talking back' to the experience of humiliation that many people face every day under Israeli occupation or blockade. Ramallah is crazy and I never quite get it - it's intense, it's messy and it bursts with energy. But also until you know where you are going it makes you feel like you are in a carousel of similar images of shops, coffee bars and food stalls just blurr so it's difficult to differentiate one street from another.

After 90 minutes of wandering I got a call from Mahmoud, my arabic teacher and decided to head back to Jerusalem for an arabic class.

I fall asleep on the #18 bus to the sounds of Mecca preyers broadcasted live on the bus. I woke up to the sounds of bullets. We were stuck just before Qalandia checkpoint next to the Wall with huge Arafat murals. Just in front of us there was a group of around 20 heavily armed soldiers clearly in the 'middle' of their action - shooting, running, screaming.  As I looked back I saw a bunch of Palestinian youth throwing stones. Ah, so here I was, right in the middle of clashes in Qalandia in a first day of 'effective' ceasefire agreement.

My first thought was of a regret that I do not have a big camera. Than, people started leaving the bus - women would hold bits of their scarfs right next to their lips and noses. A light smell of teargas was up in the air. I decided to stay on the bus along few people. Not because I felt brave, mainly because I did not want to give the satisfaction to the soldiers of allowing them yet again to destroy my 'normal' routine. If they start shooting towards us, I will just hide behind the seat - I thought to myself and than I thought I was sick. Keryn called and just told me to take some good photos and call her back. We were taking later how surreal it was. But in a way, living in the occupied territories, you get used to a constant presence of army, police, guns and violence in our life that after a while you just choose to ignore it.

Because this is exactly what was happening in Qalandia - in front of us and on our right - there was a heavy exchange of hostilities between soldiers and teenage boys. On our left, people were selling duvets, pastries, newspapers and coffee - makers with their pop up coffee stalls were brewing coffee observing carefully what was going on. And we were stuck right in the middle of it, just because soldiers decided to put two big stones on the street to stop all traffic. And the traffic is just insane in this place.

And than, out of the sudden, our bus driver, a 30-something man with a long beard just stepped out of a bus and approached the soldiers as if they were not holding guns, as if they were not in the middle of rather scary action. And than, our bus driver (Palestinian of course!) started explaining to the soldiers in a flawless Hebrew : My job is to drive bus and to get these people home. You cannot stop all traffic just because of bunch of kids throwing stones. You cannot punish everyone, just because of some kids. Now please, let us drive - somebody on a bus was translating for me and we were all frozen in fear, respect and admiration. Suddenly, he was taking to them an equal man. Suddenly a Palestinian men would talk to bunch of Israeli soldiers without a slight element of fear. He completely disarmed them. Without a single bullet. He was no longer a victim of an unjust collective punishment. He was a free man reducing the soldiers to the silly executors of disproportional force.

It took us another 20 minutes to finally enter Qalandia checkpoint. It took us another 20 minutes to drive through Qalandia. Wow, your Hebrew is very good from what I could tell ...  - I told him in admiration, which was also supposed to tell him that I was really impressed the way he talked to them. Do you think I am a bus driver?Well no, I am a microbiologist,  I work with Jews, I work in hospital in West Jerusalem. But every afternoon I also have another job as a bus driver to sustain my family. 

As we finally passed Qalandia checkpoint, we drove to a bus stop, where our driver quietly left the asking another man to replace him. He went on the side of the bus and started praying.

After few minutes he was back on the bus and we finally drove off to the preyers from Mecca on the bus TV. Sorry it took us so long today - he said when I was finally leaving. Your probably will not go to Ramallah ever again.  It took us 2 hours 20 minutes to pass the 18 km distance between the two cities.

I went directly to a bar in West Jerusalem, to a place called Shraga just of New Gate. It took me 5 minutes walk to get to the place in which the whole #17 experiences sounded surreal to my Israeli friends, who run the place. Surreal, to the point where your realize people who you talk to do not imagine, do not realize.  Five minutes which make the experiences of occupation completely unknown, unfamiliar, unrelated ...

Meanwhile, this is exactly how the 'back to normal' looks in the occupied territories. The ceasefire might be in effect, Gaza might have dropped from the international headlines, but the quiet, non - reported violence continues on the daily basis, being an integral part of experience of thousands of Palestinians. Everyday.

***
In these 'normalized' experience of occupation -  shots at Qalandia are 'normal' in a strange way normal: a ritual exchange of 'love' between the IDF holding guns and Palestinian kids throwing stones. Rubber bullets and gas cisterns. Like loveletters flying between the parties that cannot get away from this hostile embrace.