Za każdym razem, kiedy słyszę palestyńskie dzieci mówiące do mnie z uśmiechem "Welcome to Hebron" wydaje mi się, że mówią do mnie "Welcome to Hell'. Jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, w którego samym środku Palestyńczycy, zmuszeni są wchodzić do swoich domów od tyłu przez drabiny, bo ulice, przy których mieszkają dostępne są tylko dla Żydów? Jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, którego medina stała się miastem duchów, bo ponad 1800 arabskich sklepów w samym sercu miasta - zostało zamkniętych i zabarykadowanych, żeby zapewnić bezpieczeństwo 400 uzbrojonym po zęby osadnikom? Wreszcie, jak inaczej niż piekłem nazwać miasto, w którym małe dzieci idą do szkoły w cieniu karabinów maszynowych śledzących każdy ich ruch? Hebron jest jak zły sen. Jak powracająca historia, która miała się już nigdy nie zdarzyć.
Podróż z Jerozolimy do Hebronu trwa Insallah time. Trudno dokładnie określić ile, bo najłatwiejszy sposób dostania się tam to skorzystanie z nielegalnych ‘taksówek’ z okolic Bramy Damasceńskiej. Taksówki te odjeżdżają wtedy, kiedy się zapełnią - za chwilę, za pięć minut, za godzinę. Taksówki te nie są też do końca taksówkami, a raczej prywatnymi samochodami, które, określimy takim terminem - świadczą usługi transportowe. Taksówka izraelska nie może przejechać legalnie przez checkpoint i wjechać do obszaru A pod kontrolą palestyńską, pod którą znajduje się Hebron (z wyjątkiem wspomnianego Starego Miasta). Taksówka palestyńska na zielonych rejestracjach nie może znaleźć się w Jerozolimie, bo Palestyńczycy, nawet jeśli dostaną pozwolenie na bycie w Jerozolimie czy Izraelu w żadnym wypadku nie mogą przyjechać tutaj własnymi samochodami. Pozostaje więc podróż z panami, którzy w pewnym znanym we Wschodniej Jerozolimie miejscu szepczą Al Khalil, Al Khalil, co oznacza Hebron w języku arabskim. Na takie zawołanie mrugam się porozumiewawczo i pan prowadzi mnie do samochodu - czasem jest to mini bus a czasem prywatny samochód. Pierwszy raz robiłam to z duszą na ramieniu. Kierowca, który wyglądał jak wyjęty z lat 70 tych zaprowadził mnie do busa. Czas oczekiwania trwał mniej więcej powtórzone sześć razy ‘za 5 minut’.
Polish noł mani
Za drugim razem jak jechałam do Hebronu, czyli dzisiaj, poszło jak po maśle. Trafiłam na samochód osobowy. W środku była już jedna kobieta z całym naręczem zakupów i z kwadratowym aparacikiem, ze srebrnym przyciskiem i maleńkim ekranem. Ekran wskazywał 8734 i liczba ta wzrastała wraz z tym jak pani naciskała przycisk. Pytam pani do czego służy to liczydło? Pytam czy to w sprawie Allaha i wskazuje na niebo. Pani kiwa głową. Aha - czyli liczydło do liczenia pozdrowień dla Allaha. Tymczasem tuż za mną pojawili się dwaj panowie z wąsami bez liczydeł za to z gazetą Al Quds - najlepszą gazetą Zachodniego Brzegu i okupowanej Wschodniej Jerozolimy. Wyjechaliśmy z Jerozolimy w mgnieniu oka. Pan taksówkarz włączył arabskie rytmy i sunęliśmy naszą rozwalającą się Toyotą. “Polisz noł mani” - zagadnął do mnie pan kierowca i nieco zdziwiłam się, że pan tak świetnie odgadł skąd jestem i jeszcze na dodatek zakłada całkiem słusznie, że nie mam zbyt wielu pieniędzy. Po tym jak powtórzył to cztery razy zrozumiałam, że chodzi o ‘Police. No money”, czyli, że jak zatrzyma nas policja to nie jesteśmy wcale taksówką. I nie jedziemy za pieniądze. Jesteśmy zaprzyjaźnieni z panem, panią modlącą się z tyłu i panami wąsiastymi czytającymi Al Quds. I wspólnie jako grupa znajomych jedziemy na wycieczkę do Hebronu.
Dzisiaj droga do Hebronu jest wyjątkowo piękna - pośród wzgórz pełnych drzew oliwnych, których liście przybrały złocisty jesienny kolor. Droga piękna, nie licząc oczywiście muru, który wyłania się bez przerwy miejscami udając falochron przy drodze aż do wjazdu do Hebronu przy którym widnieje wielka czerwona tablica. ‘Ta droga prowadzi do strefy A znajdującej się pod kontrolą palestyńską. Wjazd dla obywateli Izraela może być groźny dla życia i w świetle prawa izraelskiego jest nielegalny’.
Pierwsze wrażenie przy wjeździe do Hebronu jest takie, że to duże i bogate miasto. I bez wątpliwości palestyńskie w sensie politycznej przynależności. Drugie wrażenie to takie, że Hebron - mimo wszystko - jest nadal pełen życia, kłębiącego się nieustannie tłumu, ludzi podążających we wszystkich kierunkach na raz oraz niezmordowanych sprzedawców wykrzykujących ceny wraz z nazwami towaru, który aktualnie sprzedają. Aszara czegoś, talati czegoś, arba arba - znam niektóre cyfry, ale z nazwami warzyw i produktów idzie mi dużo gorzej.
I nagle z tej wrzawy i tego gwaru wchodzę do opustoszałego Starego Miasta. Różnica jest szokująca. Do tej starej mediny nad którą góruje Meczet Abrahama - miejsce święte i dla Muzułmanów i dla Żydów, prowadzi gąszcz małych uliczek obsianych checkpointami, zasiekami i murem, który oddziela palestyńską część miasta od jego serca - znajdującego się pod całkowitą kontrolą armii izraelskiej. Hebron od 1997 roku na mocy tak zwanego “Protokołu Hebrońskiego” podzielony jest na dwie części. Część H1, w której mieszka 140.000 tysięcy Palestyńczyków pozostaje pod kontrolą Autonomii Palestyńskiej, choć na pobliskich wzgórzach rozsiane są izraelskie wieże strażnicze monitorujące ruch w mieście. Część H2 zajmująca serce Hebronu znajduje się pod całkowitą kontrolą armii izraelskiej. Na co dzień ten stosunkowo mały obszar patrolowany jest przez 2000 żołnierzy strzegących bezpieczeństwa około w około 500 radykalnych osadników żydowskich skupionych w trzech osiedlach, paraliżując życie 30.000 tysięcy mieszkających tam Palestyńczyków.
Celem utworzenia H2 było zapewnienie osadnikom ‘wolnej przestrzeni życiowej’, co oznacza, że Palestyńczycy pozostający w środku żyją na ulicach poprzecinanych szlabanami i checkpointami wśród ciągłej obecności armii izraelskiej i są poddani potężnym restrykcją dotyczącym swobody przemieszczania się. Ci Palestyńczycy, którzy zdobyli się na pozostanie w newralgicznych ulicach Starego Miasta - muszą wychodzić ze swoich domów od tyłu - przez okna po drabinach. Nie mogą wychodzić od frontu, bo ulice przy których stoją ich domy dostępne są tylko dla żydowskich osadników. Okna, które wychodzą na główne ulice są szczelnie zatkane siatkami i klatkami - stanowiąc ochronę przed kamieniami osadników.
Te ulice obszaru H2 po których jeszcze mogą się poruszać Palestyńczycy podzielone są na dwie części. Środek ulicy, łącznie z ruchem kołowym zarezerwowany jest ‘wyłącznie dla Żydów’. Palestyńczycy mogą się poruszać jedynie wydzielonym poboczem. I wyłącznie pieszo. Wszystkie produkty w całym obszarze H2 noszone są więc przez na rękach - zakupy, butle gazowe, meble.
Ponad 1800 sklepów, w okolicach ulicy Shuhada, dawniej centralnej ulicy Hebronu, zostało zamkniętych przez armię w celu zapewnienia ‘bezpieczeństwa’ osadnikom. Mieszkania nad sklepami, na górnych piętach sklepów pozostają w większości puste. Dziesiątki rodzin palestyńskich zamieszkujących te okolice od pokoleń zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów, inni wyprowadzili się nie mogąc wytrzymać napięcia i przemocy. Na dachach domów zainstalowane są posterunki żołnierzy. Cały obszar jest monitorowany przez setki kamer. Ci, którzy zdobyli się na to, żeby zostać żyją w ciągłym napięciu, pod ciągłym nadzorem żołnierzy uzbrojonych po zęby.
Stare Miasto jest więc dziś miastem duchów. Shuhada street i okoliczne przecznice są więc zupełnie opustoszałe, gdzieniegdzie otwarte sklepy sterczą jak smutne ślady po dawnym życiu. Poprzecinane szlabanami i murem i posterunkami żołnierzy, żeby kontrolować każdy ruch Palestyńczyków.
Wszystko to wygląda jedna wielka surrealistyczna gra komputerowa - gdzie sceneria jest równie ‘wyczyszczona’, teren patrolują setki uzbrojonych żołnierzy, a w zaułkach grasują terroryści. Kiedy byłam w Hebronie po raz pierwszy żołnierze mieli manewry wojskowe. Setki żołnierzy biegających z karabinami po mieście duchów, wozy opancerzone, karetki, a w środku, w zaułkach życie próbujące się toczyć normalnie.
Ale dzisiaj jest spokojniej.
O tym jak wygląda droga dzieci do szkoły przez Checkpoint 56 czytaj tutaj
Podróż z Jerozolimy do Hebronu trwa Insallah time. Trudno dokładnie określić ile, bo najłatwiejszy sposób dostania się tam to skorzystanie z nielegalnych ‘taksówek’ z okolic Bramy Damasceńskiej. Taksówki te odjeżdżają wtedy, kiedy się zapełnią - za chwilę, za pięć minut, za godzinę. Taksówki te nie są też do końca taksówkami, a raczej prywatnymi samochodami, które, określimy takim terminem - świadczą usługi transportowe. Taksówka izraelska nie może przejechać legalnie przez checkpoint i wjechać do obszaru A pod kontrolą palestyńską, pod którą znajduje się Hebron (z wyjątkiem wspomnianego Starego Miasta). Taksówka palestyńska na zielonych rejestracjach nie może znaleźć się w Jerozolimie, bo Palestyńczycy, nawet jeśli dostaną pozwolenie na bycie w Jerozolimie czy Izraelu w żadnym wypadku nie mogą przyjechać tutaj własnymi samochodami. Pozostaje więc podróż z panami, którzy w pewnym znanym we Wschodniej Jerozolimie miejscu szepczą Al Khalil, Al Khalil, co oznacza Hebron w języku arabskim. Na takie zawołanie mrugam się porozumiewawczo i pan prowadzi mnie do samochodu - czasem jest to mini bus a czasem prywatny samochód. Pierwszy raz robiłam to z duszą na ramieniu. Kierowca, który wyglądał jak wyjęty z lat 70 tych zaprowadził mnie do busa. Czas oczekiwania trwał mniej więcej powtórzone sześć razy ‘za 5 minut’.
Polish noł mani
Za drugim razem jak jechałam do Hebronu, czyli dzisiaj, poszło jak po maśle. Trafiłam na samochód osobowy. W środku była już jedna kobieta z całym naręczem zakupów i z kwadratowym aparacikiem, ze srebrnym przyciskiem i maleńkim ekranem. Ekran wskazywał 8734 i liczba ta wzrastała wraz z tym jak pani naciskała przycisk. Pytam pani do czego służy to liczydło? Pytam czy to w sprawie Allaha i wskazuje na niebo. Pani kiwa głową. Aha - czyli liczydło do liczenia pozdrowień dla Allaha. Tymczasem tuż za mną pojawili się dwaj panowie z wąsami bez liczydeł za to z gazetą Al Quds - najlepszą gazetą Zachodniego Brzegu i okupowanej Wschodniej Jerozolimy. Wyjechaliśmy z Jerozolimy w mgnieniu oka. Pan taksówkarz włączył arabskie rytmy i sunęliśmy naszą rozwalającą się Toyotą. “Polisz noł mani” - zagadnął do mnie pan kierowca i nieco zdziwiłam się, że pan tak świetnie odgadł skąd jestem i jeszcze na dodatek zakłada całkiem słusznie, że nie mam zbyt wielu pieniędzy. Po tym jak powtórzył to cztery razy zrozumiałam, że chodzi o ‘Police. No money”, czyli, że jak zatrzyma nas policja to nie jesteśmy wcale taksówką. I nie jedziemy za pieniądze. Jesteśmy zaprzyjaźnieni z panem, panią modlącą się z tyłu i panami wąsiastymi czytającymi Al Quds. I wspólnie jako grupa znajomych jedziemy na wycieczkę do Hebronu.
Dzisiaj droga do Hebronu jest wyjątkowo piękna - pośród wzgórz pełnych drzew oliwnych, których liście przybrały złocisty jesienny kolor. Droga piękna, nie licząc oczywiście muru, który wyłania się bez przerwy miejscami udając falochron przy drodze aż do wjazdu do Hebronu przy którym widnieje wielka czerwona tablica. ‘Ta droga prowadzi do strefy A znajdującej się pod kontrolą palestyńską. Wjazd dla obywateli Izraela może być groźny dla życia i w świetle prawa izraelskiego jest nielegalny’.
I nagle z tej wrzawy i tego gwaru wchodzę do opustoszałego Starego Miasta. Różnica jest szokująca. Do tej starej mediny nad którą góruje Meczet Abrahama - miejsce święte i dla Muzułmanów i dla Żydów, prowadzi gąszcz małych uliczek obsianych checkpointami, zasiekami i murem, który oddziela palestyńską część miasta od jego serca - znajdującego się pod całkowitą kontrolą armii izraelskiej. Hebron od 1997 roku na mocy tak zwanego “Protokołu Hebrońskiego” podzielony jest na dwie części. Część H1, w której mieszka 140.000 tysięcy Palestyńczyków pozostaje pod kontrolą Autonomii Palestyńskiej, choć na pobliskich wzgórzach rozsiane są izraelskie wieże strażnicze monitorujące ruch w mieście. Część H2 zajmująca serce Hebronu znajduje się pod całkowitą kontrolą armii izraelskiej. Na co dzień ten stosunkowo mały obszar patrolowany jest przez 2000 żołnierzy strzegących bezpieczeństwa około w około 500 radykalnych osadników żydowskich skupionych w trzech osiedlach, paraliżując życie 30.000 tysięcy mieszkających tam Palestyńczyków.
Celem utworzenia H2 było zapewnienie osadnikom ‘wolnej przestrzeni życiowej’, co oznacza, że Palestyńczycy pozostający w środku żyją na ulicach poprzecinanych szlabanami i checkpointami wśród ciągłej obecności armii izraelskiej i są poddani potężnym restrykcją dotyczącym swobody przemieszczania się. Ci Palestyńczycy, którzy zdobyli się na pozostanie w newralgicznych ulicach Starego Miasta - muszą wychodzić ze swoich domów od tyłu - przez okna po drabinach. Nie mogą wychodzić od frontu, bo ulice przy których stoją ich domy dostępne są tylko dla żydowskich osadników. Okna, które wychodzą na główne ulice są szczelnie zatkane siatkami i klatkami - stanowiąc ochronę przed kamieniami osadników.
Te ulice obszaru H2 po których jeszcze mogą się poruszać Palestyńczycy podzielone są na dwie części. Środek ulicy, łącznie z ruchem kołowym zarezerwowany jest ‘wyłącznie dla Żydów’. Palestyńczycy mogą się poruszać jedynie wydzielonym poboczem. I wyłącznie pieszo. Wszystkie produkty w całym obszarze H2 noszone są więc przez na rękach - zakupy, butle gazowe, meble.
Ponad 1800 sklepów, w okolicach ulicy Shuhada, dawniej centralnej ulicy Hebronu, zostało zamkniętych przez armię w celu zapewnienia ‘bezpieczeństwa’ osadnikom. Mieszkania nad sklepami, na górnych piętach sklepów pozostają w większości puste. Dziesiątki rodzin palestyńskich zamieszkujących te okolice od pokoleń zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów, inni wyprowadzili się nie mogąc wytrzymać napięcia i przemocy. Na dachach domów zainstalowane są posterunki żołnierzy. Cały obszar jest monitorowany przez setki kamer. Ci, którzy zdobyli się na to, żeby zostać żyją w ciągłym napięciu, pod ciągłym nadzorem żołnierzy uzbrojonych po zęby.
Stare Miasto jest więc dziś miastem duchów. Shuhada street i okoliczne przecznice są więc zupełnie opustoszałe, gdzieniegdzie otwarte sklepy sterczą jak smutne ślady po dawnym życiu. Poprzecinane szlabanami i murem i posterunkami żołnierzy, żeby kontrolować każdy ruch Palestyńczyków.
Wszystko to wygląda jedna wielka surrealistyczna gra komputerowa - gdzie sceneria jest równie ‘wyczyszczona’, teren patrolują setki uzbrojonych żołnierzy, a w zaułkach grasują terroryści. Kiedy byłam w Hebronie po raz pierwszy żołnierze mieli manewry wojskowe. Setki żołnierzy biegających z karabinami po mieście duchów, wozy opancerzone, karetki, a w środku, w zaułkach życie próbujące się toczyć normalnie.
Ale dzisiaj jest spokojniej.
O tym jak wygląda droga dzieci do szkoły przez Checkpoint 56 czytaj tutaj
Palestyńczyk spotyka żołnierza pod drzewem oliwnym czytaj tutaj
Kłamstwem jest, że z Jerozolimy nie można legalnie pojechać do "strefy A". Można pojechać taksówką izraelską, tyle że prowadzoną przez Izraelczyka - nie żyda, albowiem zakaz wjazdu do strefy A dotyczy nie wszystkich obywateli Izraela, tylko żydów.
ReplyDeleteKłamstwem jest, że wschodnia Jerozolima jest "okupowana" Okupowany to jest Zachodni Brzeg, czy Gaza. natomiast Wschodnia Jerozolima jest integralną częścią Izraela, a jej mieszkańcy - Arabowie posiadając izraelskie obywatelstwo są z tego tytułu bardzo kontenci.
Zresztą nawet mieszkańcy terenów okupowanych, żyją z tego powodu na dużo wyższym poziomie niż mieszkańcy okolicznych krajów arabskich - Syrii, Jordanii, czy Egiptu
Kłamstwem jest wreszcie samo pojęcie "Palestyńczycy" obejmujące zbiorczo mieszkańców Zachodniego Brzegu (mają obywatelstwo jordańskie), Gazy (mają obywatelstwo egipskie), czy wschodniej Jerozolimy (mają obywatelstwo izraelskie). Nie ma żadnych "Palestyńczyków", bo nie ma i nigdy nie było żadnego państwa pn "Palestyna"
Proszę mi nie zarzucać kłamstwa, bo to nie jest język, którym operuję na tym blogu. Odpowiadam po kolei, nie tyle dla osoby o pseudonimie 'Pilaster", ale dla reszty czytelników bloga, odpowiadam od konca:
ReplyDelete- Jeśli 'Palestyńczycy" nie istnieją to ciekawa jestem z kim pracowałam przez ostatnie trzy miesiące? Wszyscy tak bardzo mnie okłamywali mówiąc o sobie Palestyńczycy?. To, że nie ma państwa nie znaczy, że nie ma ludzi. Tym samy tropem można uznać, że do 48 roku Żydzi nie istnieli . I jedna uwaga - mieszkańcy wschodniej jerozolimy nie mają obywatelstwa izraelskiego, mają status 'rezydentów' jerozolimy - to coś innego niż obywatelstwo, jak wyjezdzaja dostaja izraelskie dokumenty podrozy.
- argument o 'wyższym poziomie życia', ulubiony argument izraelskiej prawicy. Zachecam do zobaczenia tego 'lepszego' poziomu zycia pod okupacje lub blokada - to jedna wielka bzdura a zreszta nawet jakby tak bylo to to nie legitymizuje obecnosci izraela na zach brzegu i blokady gazy
- wschodnia jerozolima zgodnie z prawem miedzynarodowym jest okupowana. NIKT, nawet STANY ZJEDNOCZONE nie uznaly aneksji wschodniej jerozolimy w 67 roku
- nie powiedzialam, ze nie mozna legalnie pojechac, do strefy A nie moga wjechac obywatele izraelscy, bez wzgledu na to czy zydzi czy nie zydzi. na mocy prawa izraelskiego. to czy wjezdzaja czy nie to inna sprawa.
Żołnierze izraelscy muszą w Hebronie być, nie po to by prześladować muzułmańskich mieszkańców tego miasta, jak twierdzi autorka w swoim nader tendencyjnym "reportażu", ale by chronić mieszkańców żydowskich i pilnować porządku. Niejeden z nich stracił życie zastrzelony, ugodzony nożem, czy zabity kamieniem wyłącznie z motywów etnicznych. I jeszcze coś: rzecz, którą ta pani powinna przytoczyć na samym początku to rok 1936.
DeleteOto co o tym mieście i o tym roku pisze Paul Johnson w swojej "Historii Żydów":
"Hebron leży w odległości 35 km na południe od Jerozolimy, wśród wzgórz Judzkich, na wysokości 1000 m n.p.m. Tu w pieczarze zwanej Makpela znajdują się groby Patriarchów. Według odwiecznej tradycji, jeden z nich - sam zresztą bardzo wiekowy - mieści w sobie doczesne szczątki Abrahama, założyciela religii żydowskiej i protoplasty żydowskiego rodu. W sąsiednim spoczywa jego żona, Sara. Wewnątrz budynku znajdują się bliźniacze grobowce, gdzie pochowano syna Abrahama, Izaaka, i jego żonę Rebekę... Oto gdzie rozpoczyna się (o ile można ustalić jej początek w czasie i przestrzeni) trwająca cztery tysiące lat historia Żydów...
Hebron odzwierciedla dlugoletnią, tragiczną historię Żydów i ich niezrównaną zdolność do wychodzenia cało z katastrof. Tu Dawid został namaszczony na króla Judy a później Izraela. Po zburzeniu Jerozolimy Żydów stąd wypędzono, a Hebron został zajęty przez Edom. Podbity przez Grecję, potem przez Rzym, nawrócony na inną wiarę, był splądrowany przez zelotów, spalony przez Rzymian, okupowany kolejno przez Arabów, Franków i Mameluków. Od 1266 roku Żydom nie wolno było się modlić wewnątrz Pieczary. Mogli tylko wejść na siedem stopni, znajdujących się przy wschodniej ścianie. Stojąc na czwartym stopniu, wsuwali swoje spisane na papierze prośby do Boga w głąb otworu, wydrążonego w dwumetrowej grubości skale... Ale nawet taka forma modlitwy stanowiła zagrożenie... W 1518 roku miała miejsce potworna masakra hebrońskich Żydów dokonana przez Turków. Wspólnota pobożnych w piśmie odrodziła się jednak na nowo. Wiodła cichy i skromny żywot, złożona - w różnych okresach czasu - z ortodoksyjnych talmudystów, z badaczy mistycznej Kabały, a nawet z żydowskich ascetów, którzy biczowali się bezlitośnie, aż krew ich zraszała święte kamienie. W latach sześciesiątych XVII wieku Żydzi mieli tu powitać Szabataja Cwi, w wieku XVIII - pierwszych nowożytnych pielgrzymów chrześcijańskich, w sto lat później - świeckich osadników żydowskich, a w roku 1918 - brytyjskich zdobywców. W 1929 roku gmina żydowska, nigdy nie licząca zbyt wiele głów, została okrutnie zdziesiątkowana przez Arabów. W roku 1936, po ponownym ataku, dosłownie znikła z powierzchni ziemi. Gdy w czaie wojny cześciodniowej w 1967 roku żołnierze izraelscy wkroczyli do Hebronu, od pokolenia nie mieszkał tam już żaden Żyd. Ale w trzy lata później była tu już niewieka kolonia, rozwijająca się bujnie mimo lęku i niepewności mieszkańców. Dlatego gdy historyk odiwedza dziś Hebron, zadaje sobie pytanie: gdzież te wszystkie ludy, okupujące niegdyś to miejsce? Gdzie są Kananejczycy? Gdzie Edomici? Gdzie starożytni Hellenowie i Rzymianie, Bizantyjczycy, Frankowie, Mamelucy, Otomańczycy? Przepadli bezpowrotnie w otchłani czasu. A Żydzi wciąż są w Hebronie"
Zgodnie z definicją kłamstwem nazywamy fałszywą informację podaną z pełną świadomością że jest ona fałszywa. Dlatego też używam tu tego słowa, bo ono najlepiej oddaje charakter tego bloga.
ReplyDeleteNie jest możliwe, że ktoś, bywający osobą własną w Jerozolimie i na Zachodnim Brzegu, nie wiedział o rzeczach o których pisałem. Zatem skoro wie, a twierdzi że jest inaczej, niż wie -to kłamie. Z definicji. I nie ma co owijać w bawełnę zwrotów typu "hiperbolizuje"
"Palestyńczyków" nie ma. W najlepszym przypadku jest to naród w trakcie tworzenia, który nie wykształcił jeszcze swojego poczucia odrębności od pozostałych okolicznych Arabów - zwłaszcza z Egiptu i Jordanii. Co więcej warunki i styl życia mieszkańców Zachodniego Brzegu, Gazy i arabskojęzycznych obywateli Izraela, są na tyle od siebie różne, ich aspiracje i problemy na tyle od siebie odmienne, że realne procesy społeczne działają raczej w przeciwnym kierunku, wytworzenia trzech odrębnych od siebie zbiorowości.
Zresztą ciekawe, czy autorka bloga do "Palestyńczyków" zaliczyłaby także mieszkańców także wcielonego do Izraela, a należącego wcześniej do Syrii Golanu. Zapewne próżno byłoby czekać odpowiedzi... :)
A przed rokiem 1948 owszem, byli żydzi. Ale nie było Izraelczyków. Obecnie zaś są (zresztą, choć Izrael jest państwem żydowskim, to nie tylko żydzi)
Wschodnia Jerozolima NIE JEST okupowana. To, że antysemici i filoislamiści nie uznali jej inkorporacji przez Izrael, nie ma żadnego znaczenia. Liczy się stan faktyczny. Jerozolima jest częścią Izraela, a nawet jego stolicą, a wszyscy jej mieszkańcy, żydzi, muzułmanie i chrześcijanie są obywatelami Izraela. Oczywiście nie działa to w drugą stronę. Żaden żyd nie ma najmniejszych szans na zostanie obywatelem "Palestyny". To teren całkowicie judenfrei. Gdyby władzom Autonomii faktycznie zależało na "Wolnej Palestynie", a nie tylko na "zmieceniu Izraela", to zamiast zżymać się i fukać na izraelskich "osadników" i ich "osiedla", powinny złożyć im ofertę, że mogą zostać na swojej ziemi, ale pod warunkiem że przyjmą obywatelstwo Autonomii właśnie. Być może "osadnicy" by na to nie przystali, ale nawet wtedy Autonomia wyniosłaby z takiej propozycji korzyści. Tylko że "Palestyńczycy" nie chcą takich korzyści. Bo też i do żadnego "Państwa Palestyńskiego" oni nie dążą.
Co ciekawe zaś, żaden z muzułmanów - Izraelczyków jakoś nie ma ochoty zmiany obywatelstwa na jakieś inne, zwłaszcza "Palestyńskie" Władze w Ramallah wydają paszporty "Palestyńskie", ale jakoś arabskojęzyczni Izraelczycy nie chcą ich brać. :)
A obywatele izraelscy mogą legalnie wjeżdżać do strefy A, jeżeli tylko nie są żydami. Zresztą nawet i żydzi wjeżdżają, czego byłem naocznym świadkiem w Betlejem i Jerychu, lekceważąc zakazy swojego rządu.
Poziom życia na terenach okupowanych JEST dużo wyższy niż w sąsiednich krajach muzułmańskich, co natychmiast zauważy każdy, kto tamtędy przejeżdża, a co dopiero, kiedy zatrzyma się tam na dłużej. Zachodni Brzeg jest JEDYNYM krajem arabskim na świecie, gdzie woda z kranu nadaje się do picia bez przegotowania. A Nazaret (choć to już Izrael, nie "Palestyna") jest jedynym arabskim miastem, w którym kierowcy przestrzegają przepisów kodeksu drogowego.
Ta różnica nie wynika z czego innego, jak właśnie z izraelskich rządów. Gdyby muzułmanom udało się w końcu "zniknąć" Izrael, to cały kraj natychmiast pogrążyłby się w takiej samej nędzy, syfie i marazmie, co jego arabscy sąsiedzi.
Na zakończenie pytanie do wszystkich miłośników islamizmu, na które tradycyjnie oni nie odpowiedzą. Dlaczego w Izraelu i na Zachodnim Brzegu tak łatwo można odróżnić miejscowości i osiedla muzułmańskie od żydowskich, po gigantycznych ilościach śmieci walających się po islamskich ulicach?