Monday 17 October 2011

Wyjazd z krainy ‘całuje rączki pięknej pani’

Kampania wyborcza kończy się nikłym sukcesem kobiet. W nowym parlamencie zasiądzie ich tylko 23%, czyli niewiele więcej niż w poprzedniej kadencji. Tegoroczne wybory, pokazały jednak możliwość mówienia innym językiem na temat udziału kobiet w polityce, który wychodzi poza patriarchalny język paprotek i aniołków, ale też nie lokuje dyskusji na temat roli kobiet w życiu publicznym w feministycznym narożniku. Daje to nadzieję na budowę lepszej przestrzeni do uczestnictwa kobiet w życiu publicznym w przyszłości - na równych prawach i w partnerskich warunkach. Choć, jak wiemy, nie jest to w Polsce najprostsze.

Tydzień przed wyborami uczestniczyłam w panelu p.t. “Koniec świata mężczyzn” w ramach Forum Nowych Idei organizowanym przez PKPP Lewiatan w Sopocie. Do dyskusji zostały zaproszone znakomite prelegentki, kobiety reprezentujące światowy biznes, politykę i akademię i działające w swoich obszarach na rzecz konkretnych globalnych rozwiązań mających na celu walkę ze ‘szklanym sufitem’ ; stworzenie parytetu w radach nadzorczych czy pracę nad legislacją, która nie ‘wypluwałaby’ kobiet z rynku pracy z powodu ciąży i macierzyństwa. Dwie obserwacje, które wyniosłam z tej dyskusji były szokujące - po pierwsze “wkład” polskiej strony w rozwój panelu, a po drugie reakcja ‘panów prezesów’ siedzących na sali. W panelu zasiadała bowiem również profesor Magdalena Środa a prowadziła go Kinga Rusin. I obydwie te panie zaprezentowały swoistą klasykę polskiej dyskusji na temat udziału kobiet w życiu publicznym. Rusin zaczęła rozmowę w sposób który, choć zapewne wydawało się się jej, że demaskuje stereotypy, umacniał je w najlepszy sposób z możliwych. Zapytała więc na starcie penalistki o ilość posiadanych dzieci i o to jak łączą role matek z karierami zawodowymi. Cóż, szkoda wielka, że prezes Orlenu nie rozpoczął tym pytaniem panelu u kryzysie ekonomicznym na świecie. Następnie Rusin zapytała pana profesora Izdebskiego o to, dlaczego na nią patrzy (po co?). On jej odparł zalotnie, że “ja lubię na panią patrzeć” i już było jak w domu. Ku wyraźnemu zaskoczeniu pań zagranicznych dyskusja została sprowadzona na właściwe jej w Polsce miejsce - rozmowy o pięknych paprotkach, które jeszcze do tego, czasem zarabiają pieniądze a nawet występują w Gali na okładce. W sukurs przyszła jednak niezastąpiona Środa, która wystąpiła w pełnej zbroi zideologizowanych argumentów o reprodukcji tradycyjnych wzorów kobiecych i męskiej dominacji i w ten sposób domknęła pewien zrytualizowany standard rozmowy o równouprawnieniu. Zgadzam się ze Środą w stu procentach i tak jak ona nie boję się określenia siebie mianem ‘feministka’, uznanego zresztą w Polsce przez większość kobiet i mężczyzn za coś z pogranicza ospy i obłędu. Ale wiem, że feministyczno - akademicka retoryka, w połączeniu z zawziętością i gniewem, z jakim Środa wypowiada swoje argumenty, lokuje ją na obrzeżach dyskusji, które łatwo można zignorować jako radykalny głos mniejszości. Nawet, jeśli wypowiada ona argumenty większości. W tej sytuacji obecni na sali panowie mogli już z łatwością wyjść, jak zrobiło to trzech panów przede mną tuż po wypowiedzi Środy, ziewać lub, w przypadku jednego pana, zasnąć. Klasyka.

Piszę o tym dlatego, że tegoroczna kampania stworzyła szansę wyjścia poza tę klasykę i do zainicjowania rozmowy o udziale kobiet w życiu publicznym w konkretny sposób (kwoty) i nowym językiem. Wiele już powiedziano na temat zapisu o konieczności gwarancji przynajmniej 35% miejsc każdej z płci na listach wyborczych. I być może tak jest tak, jak mówi prof. Markowski, że w tym roku kwoty nie zmieniły wiele (albo nic) w realnym zwiększeniu udziału kobiet w parlamencie. Ale z czasem, może już w następnych wyborach, kobiety zajmą lepsze niż ‘damskie’ (określenie prezesa Kaczyńskiego) miejsca na listach, bo zamiast walczyć ‘ze szklanym sufitem’, mogą teraz swobodnie pracować na rzecz swoich pozycji w partiach politycznych. Kwoty stwarzają więc szansę odgrywania większej roli w przyszłym i każdym następnym parlamencie - jeśli kobiety będą chciały z tego skorzystać. W tym sensie zapis o kwotach ‘normalizuje’ dyskusję o udziale kobiet w polityce. Z marginesu, temat ten staje się ‘mainstreamem’.

W tegorocznej kampanii po raz pierwszy pojawił się też temat nie tylko kandydowania kobiet, ale i udziału kobiet w głosowaniu. Okazuje się bowiem, że kobiety stosunkowo rzadziej niż mężczyźni pojawiają się przy urnach (5 - 10%) i w wielu przypadkach głosują dokładnie tak, jak powie im mąż. Kampania frekwencyjna, realizowana przez szereg organizacji pozarządowych pod szyldem koalicji “Masz Głos Masz Wybór” starała się zachęcać kobiety do udziału w wyborach odwołując się do ich kompetencji. Akcja frekwencyjna, w swoich przekazach starała się pójść pod prąd stereotypowemu pozycjonowaniu kobiety w dyskursie medialnym w Polsce - albo zmęczonej “matki - Polki” albo obiektu seksualnych fantazji. Kampania pokazywała raczej umiejętności kobiet - talenty organizacyjne, zdolność do radzenia sobie w ciężkich sytuacjach czy wielozadaniowość - cechy, które potrzebne są również w polityce. Rozmawiałam z kobietami w wielu miastach Polski podczas przygotowywania kampanii na jej temat- panie oddychały z ulgą. Wreszcie ktoś przemówił do nich jak do dorosłych i ‘osobnych osób’ - nie matek, nie żon, nie aniołków Kaczyńskiego, ale “Polek, które potrafią’ - przywołując tu jedno z haseł kampanii.

Jedna kampania wyborcza wiosny nie czyni. Nie staliśmy się z dnia na dzień mniej patriarchalnym społeczeństwem ani kobiety w Polsce nie przestały być dyskryminowane. Ostatnie miesiące stworzyły jednak solidne podstawy do odejścia z krainy ‘całuję rączki pięknej pani’ do budowy społeczeństwa opartego na bardziej partnerskich relacjach płci.

3 comments:

  1. Niech kobiety przede wszystkim zaczną głosować na kobiety. Wtedy przestaną wybory wygrywać opalone i odchudzone pustogłowia w niebieskich koszulach, a do parlamentu dostanie się więcej kobiet i to mu tylko na dobre wyjdzie.

    ReplyDelete
  2. Akurat z ideą, żeby kobiety głosowały na kobiety nie zgadzam się zasadniczo. Czym innym jest świadomy wybór kompetentnych ludzi, którzy mają być politykami, a czym innym sugestia, że byłoby lepiej, gdyby kobiety głosowały na kobiety. To szalenie seksistowskie założenie.

    ReplyDelete
  3. Ja również nie postuluję, żeby kobiety głosowały na kobiety! Postuluję, żeby kobiety po prostu głosowały oraz, żeby dało się mówić o kobietach w życiu publicznym inny niż aniołkowy lub feministyczno zdemonizowany sposób :)

    ReplyDelete